ROZDZIAŁ 5 - OBIETNICA

23 2 17
                                    


Życie Jennifer:

Obudziłam się w nieznanym mi budynku. Wszystko wokół było szare, pozbawione jakichkolwiek kolorów.

Powoli wstałam z łóżka i sięgnęłam po wodę stojącą na biurku. Pić czy nie pić? Jennifer co to za pytanie oczywiście, że to jakaś trucizna. Z takimi myślami odstawiłam szklankę ponownie na stół. Nagle postać siedząca za stołem przybliżyła się do mnie. Nie mogłam jednak ujrzeć jej twarzy. Na całej buzi miała zasłaniającą, czarną kominiarkę, przez którą widać było tylko oczy. Ciemne prawie czarne, głębokie oczy wyglądające jak nicość. Doszłam do wniosku, że skądś znam ten dziwny wzrok. Ale nie miałam pojęcia skąd.

- Wypij to – rozkazał. Aha czyli tak się bawimy.

- Nie! – odkrzyknęłam. Facet spojrzał na mnie unosząc wysoko brwi. – Pewnie znowu chcecie mnie czymś odurzyć!

- Oj dziecko, to zwykła woda. Amber nie zaniosła by cię do auta siłą. Prędzej skończyłaby ze złamaną nogą – zaśmiał się cicho.

- Chwila... Amber? – zerwałam się szybko na nogi. – Jak to Amber!?

- Wyluzuj. Moja eee... żona – zawahał się na chwilę. Jego żona. Jak ja sobie zaraz porozmawiam z Amber to zobaczymy co mi powie.

- Kim ty w ogóle jesteś? – zadałam pytanie. Popatrzył mi głęboko w oczy i westchnęła przeciągle.

- Twoim wujkiem – wypowiedział. W tym momencie zakrztusiłam się własną śliną. Kaszel nie przestawał mijać więc mężczyzna poklepał mnie po plecach. – Jeszcze dużo przed tobą dziecko.

- Co masz na myśli?

- Masz pojęcie, że odkrycie sekretu Woodsboro nie jest takie proste? Nie dowiesz się od tak, kto ci porwał syna. Albo nawet może i nigdy się nie dowiesz. – ziewnął. Ale mnie pocieszyłeś koleś. – Mając na myśli zdanie ,,jeszcze dużo przed tobą'', chodziło mi o to, że aby rozwikłać całą sprawę będziesz musiała szukać dużo wskazówek i siedzieć nad nimi dzień i noc, żeby coś zrozumieć.

- Wiem – wzruszyłam ramionami. – Mogę poświęcić na to całe moje życie. Nawet jeżeli miałabym walczyć przez kilkadziesiąt lat, to mogłabym siedzieć nad tą sprawą cały dzień i noc, aby później chociaż na pięć minut zobaczyć mojego zdrowego i uśmiechniętego syna.

- Rozumiem – zmrużył oczy. – Chciałbym ci pomóc.

- Ty? Mi? – wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. – Nie ma mowy, że typ, który podaje się za mojego wujka i na dodatek nosi kominiarę na mordzie mi pomoże. Prędzej utrudnisz.

- Uwierz, że mam dobre zamiary – przekonywał mnie.

- Dobra, okej pomożesz mi – wywróciłam oczami. – Skoro wiesz o wszystkim to znalazłeś jakieś wskazówki?

- Powiem ci coś, okej? – wstał z miejsca dalej się we mnie intensywnie wpatrując.

- Dawaj – machnęłam ręką. Miejmy nadzieję, że coś zrozumiem.

- Nie wszyscy są tymi, za których się podają

Nie zrozumiałam.

- Możesz powtórzyć? – zapytałam

- Nie wszyscy są tymi, za których się podają – warknął. Okej, ale co tak agresywnie? – Musisz coś z tego wynieść. Masz drogę wolną do domu, jeżeli potrzebujesz pomocy to dzwoń na mój numer. Zapisałem ci go w kontaktach pod nazwą ,,wujek''.

DISAPPEARING CHILDRENWhere stories live. Discover now