ROZDZIAŁ 18 - NAPAD ( MASON )

13 0 0
                                    


Stałam przed gabinetem Williama i czekałam aż mnie wpuści. Dzisiaj mieliśmy zacząć już ogólną rehabilitacje kostki. Cieszyłam się, że moja noga już powoli wraca do zdrowia. Nagle zza drzwi wyszedł pan Walker i powiedział do mnie ciche ,,proszę''. Posłusznie weszłam do pomieszczenia za nim i udałam się bliżej biurka.

- Dzisiaj będziemy próbować stania na obu nogach – poinformował mnie. Przytaknęłam głową i usiadłam na krzesełku obok stolika. – Spróbuj stanąć na obu nogach.

Zrobiłam to co kazał. Z jego pomocą wstałam z siedzenia i próbowałam dołożyć jeszcze prawą nogę. Poczułam mały ból, który po chwili minął. Na początku jeszcze kilka razy siadaliśmy i wstawaliśmy na obie nogi. Wiem, że jednak będę musiała to jeszcze poćwiczyć zanim zacznę prawidłowo stawiać kroki, nie odczuwając przy tym bólu. Po jakiejś godzinie ćwiczeń, William oznajmił, że nasze spotkanie powoli dobiega końca. Pożegnałam się z nim i wyszłam z gabinetu. Od razu odnalazłam wzrokiem Xandera, do którego podeszłam.

- Uczyliśmy się dziś stawać na obie nogi. Idzie mi coraz lepiej, wiesz? – ucieszyłam się. Blondyn zaśmiał się cicho ze mnie, złapał za rękę i poprowadził do wyjścia z budynku.

- Brzmisz jak jakieś małe dziecko, które się nauczyło chodzić – stwierdził. Walnęłam go łokciem w klatkę piersiową, na co się skulił i zawył boleśnie.

- Takie dziecko nawet nie umiałoby powiedzieć takiego zdania – mruknęłam. Szłam powoli, podpierając się kulami, a Xander asekurował mnie z tyłu na wypadek, gdybym miała upaść. Wyszliśmy ze szpitala i udaliśmy się do auta chłopaka. – Masz dziś urlop?

- Nie – zmrużył oczy od słońca. – Ale pomoc przyjaciółce ze skręconą kostką to też chyba praca, no nie?

Parsknęłam cicho pod nosem z jego tekstu. Naprawdę cieszyłam się, że w moim życiu pojawił się taki ktoś jak on. Przez Xandera moje życie na nowo nabrało kolorów, mimo iż dalej je tracę, one zawsze powracają.

Chłopak otworzył mi drzwi od samochodu, po czym wziął na ręce i wrzucił do niego. Kule położył na ziemi, pod przednimi fotelami, na których sam zasiadł. Jechaliśmy w ciszy, a radio było wyłączone. To dobrze, bo po ciężkiej pracy potrzebowałam trochę odpoczynku.

Po kilku minutach jazdy, byłam już w domu. Postanowiłam, że zrobię sobie jakiś maraton filmowy, na przykład Harrego Pottera. Wzięłam laptopa, którego umieściłam na moich kolanach, a miskę z chrupkami obok. Podczas gdy ładował mi się film, uruchomiłam swój telefon i zaczęłam przeglądać informacje w wiadomościach. Nie byłam jednak ani trochę zdziwiona, gdy ujrzałam tam kolejne zaginięcie dziecka. Z westchnięciem odłożyłam urządzenie na materac i skierowałam wzrok na wyświetlacz komputera, na którym leciał już załadowany film. Zatraciłam się w oglądaniu bajki i nie wiem nawet kiedy zasnęłam.

Perspektywa Masona:

Granie na konsoli nie należało do moich ulubionych czynności, ale dzisiaj miałem jakąś ogromną ochotę, aby w coś pograć. Był wieczór, godzina dwudziesta pierwsza. Umówiłem się z Xanderem na wspólny, męski wieczór. Na stole stały już napełnione alkoholem kieliszki oraz różne przekąski. Kucharzem to ja dobrym nie byłem, więc zrobiłem tylko szaszłyki i wsypałem chipsy do misek. Wiedziałem jednak, że blondyn jest lepszy w takie rzeczy, dlatego zostawiłem mu jakieś trzy przepisy na dobre dania, aby sobie zrobił w wolnym czasie, gdy będzie w domu lub gdzieś indziej, na przykład u rodziny.

Po kilku minutach usłyszałem dzwonek do drzwi, oznajmujący o tym, że ktoś za nimi stoi. Od razu pomyślałem o Xanderze, więc podniosłem się z kanapy, wstrzymałem grę i poszedłem mu otworzyć. Moje zdziwienie posiadało zero procent, gdy to właśnie on ukazał się po drugiej stronie drzwi. Ale to w sumie dobrze, że to tylko blondyn. Nie chciałbym, aby ktoś inny mnie nawiedził w nocy. Zbiliśmy ze sobą piątkę, po czym wpuściłem chłopaka do środka. Każdemu kto do mnie zawsze przychodził, mówiłem żeby czuł się jak w domu, a że Xander był ,,stałym klientem'' to musiał oczywiście wskoczyć na kanapę i rozwalić przy tym wszystkie ułożone poduszki, pady i przy okazji zahaczyć nogą o miskę z chrupkami.

- No i co narobiłeś? – zadałem pytanie z wyczuwalną pretensją w głosie. Blondyn w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami i wziął się za zbieranie okruszków, leżących na podłodze. Przynajmniej posprzątał.

Usiadłem koło niego na sofie i wyszedłem z okna gry. Ustawiłem tryb rozgrywki na ,,online''. Teraz mogliśmy grać z innymi ludźmi, z różnych krajów, a nie z jakimiś botami. Podałem mu jednego pada, a ten go włączył i zalogował się do bitwy.

- Nie masz ze mną szans! Jestem w to najlepszy! – wykrzykiwał Xander.

- Ta, bo w to uwierzę – mruknąłem pod nosem, ale na tyle głośno, aby to usłyszał. Już po chwili wybieraliśmy sobie skórki dla naszych postaci oraz różne inne gadżety, w tym bronie. Kątem oka zobaczyłem jak chłopak wybrał skina ghostface'a. Popatrzyłem na niego z lekkim zażenowaniem. – Naprawdę?

- Przecież wszyscy żyjemy tą sprawą ze znikającymi dziećmi i mordercami, którzy są ,,wampirami''. – zrobił cudzysłów palcami. – Wyluzuj! To tylko jakaś postać w grze, takie rzeczy nie dzieją się w prawdziwym życiu!

- I wcale nie mówi tego osoba, która widziała na żywo taką osobę... - stwierdziłem.

- Cicho! Zabawmy się chociaż jeden dzień! – wyrzucił ręce do góry. Przytaknąłem głową i wcisnąłem przycisk ,,start'', a Xander powtórzył po mnie tę czynność. Graliśmy już dobre dwie godziny, ale przerwały nam w tym dziwne dźwięki z góry. Obydwoje wstaliśmy z miękkiej kanapy. Wyłączyłem konsolę i poszedłem do kuchni w celu znalezienia jakiegoś przedmiotu do samoobrony. Zdecydowałem się na nóż, bo nic innego w mojej głowie nie sprawdziło by się tak dobrze jak to. Rzuciłem jeden na podłogę w stronę blondyna, wywołując przy tym dosyć głośny huk. – Zwariowałeś? Jeszcze ktoś nas tu usłyszy!

Zacisnąłem zęby i ostrożnie podniosłem rzecz leżącą na podłodze. W całym domu zapadła grobowa cisza, ale po jakimś czasie na górze usłyszeliśmy kolejne dziwne dźwięki. Dźwięki kroków, które wydawały się być coraz bliżej nas...

- Ktoś chodzi po górze – oznajmiłem. Chłopak parsknął śmiechem i walnął się ręką w czoło. Nie rozumiałem o co mu chodzi. – Co?

- Brawo za spostrzegawczość Mason! Dostajesz szóstkę z plusem! – zaczął bić mi ciche brawa. Szturchnąłem go lekko w ramię, dając tym znać, że idę zobaczyć kto jest na piętrze. Naprawdę mądre podejście Mason! Każdy by tak postąpił!

Kątem oka zobaczyłem, że Xander również zmierza za mną, więc razem udaliśmy się po schodach na górną część mieszkania. Odgłos kroków dalej nie cichnął. Spróbowaliśmy użyć tego jako wskazówki. Podążaliśmy za dźwiękami, aż natrafiliśmy do sypialni moich rodziców, którzy wyjechali na dwa dni do Dallas. I może to był właśnie błąd, bo wskazówka okazała się być fałszywa i nikogo ani niczego nie znaleźliśmy. Odwróciliśmy się w celu wyjścia z pokoju, ale przejście w drzwiach zablokowała nam postać ubrana na czarno z założoną maską. Złapała mnie za szyję, ale ja szybko wbiłem nóż w jej biodro. Tylko dlaczego nie wcelowałem w serce...? Sam tego nie wiedziałem, ale ważne, że chociaż coś zrobiłem. Jakie jednak było moje zdziwienie, gdy ujrzałem drugą osobę na końcu korytarza, z którą walczył blondyn. Tak, ten blondyn o imieniu Alexander Young, który jako jedyny z mężczyzn uwielbia gotować, jest miły i troskliwy oraz bije się o ostatnią truskawkę. Przypomniały mi się czasy, gdy spotkałem go na jednej z imprez w domu Neo. Od razu złapaliśmy wspólny język. Wymieniliśmy się numerami i tak się akurat stało, że tej nocy gdy porwano Jacoba wciągnęliśmy go do naszej paczki.

Rzuciłem się z nożem na mordercę i zaatakowałem go od tyłu. Zadźgałem w szyję, a potem przeniosłem nóż na plecy. Nagle poczułem ręce Xandera, które próbowały odciągnąć mnie od zamaskowanej postaci. Spojrzałem na niego pytająco, a ten oznajmił szybko:

- Uciekajmy. Są silniejsi, a na razie nie mają świadomości z życiem.

Pokiwałem głową na znak zrozumienia jego słów. Pośpiesznie wstałem z ciała mordercy i obaj udaliśmy się na dwór. Wsiadłem do mojego czerwonego ferrari italia 458 i odjechałem z przed domu. Blondyn siedział obok mnie na miejscu pasażera. Postanowiliśmy, że pojedziemy do jego domu, gdyż i tak nie mieliśmy się gdzie udać, a wątpię, aby któryś z naszych znajomych otworzył nam drzwi o północy. Gdy weszliśmy do domu przyjaciela, od razu rozeszliśmy się do osobnych łazienek. Ja zająłem tą dolną, a on górną. Wziąłem prysznic i przebrałem się w jakieś ubrania, które dał mi chłopak. Miały mi one służyć jako piżama. Wyszedłem z łazienki i poczłapałem w kierunku kanapy, na której miałem dziś spać. Zmęczenie jednak wszystko przezwyciężyło i już po chwili Morfeusz wziął mnie w swoje objęcia. 

DISAPPEARING CHILDRENWhere stories live. Discover now