Była sobota – dzień, w którym jadę na obiad do rodzinnego domu. Starałam się nie myśleć o moim zaginionym synie, ale było to okropnie ciężkie. Co chwila mnie nawiedzały przeróżne myśli. O tym gdzie się teraz znajduje, czy wszystko z nim w porządku. Czy nadal w ogóle żyje? Z trudem odtrąciłam tą ostatnią i poszłam do łazienki się przebrać.
W tym dniu miałam granatową, kwiecistą sukienkę na ramiączkach oraz czarne trampki. Włosy były upięte w luźny kok. Zabrałam klucze z mieszkania i podreptałam na dół po schodach. Otworzyłam drzwi i po chwili znalazłam się na świeżym powietrzu. Było strasznie gorąco. Upewniłam się, że dobrze zamknęłam mieszkanie i poszłam do samochodu. Odpaliłam swoje Audi A5 i wyjechałam spod terenu mojego domu. Do rodziców miałam około trzydzieści minut drogi bez korków. Ale na moje nieszczęście na ulicy musiał się ktoś zderzyć i ulica była poblokowana.
Z lekkim opóźnieniem dojechałam do willi moich rodziców. Tata raz wygrał jakąś potężną sumę pieniędzy i dlatego ją wybudował. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Nagle ujrzałam w nich moją mamę, która uśmiechała się do mnie smutno.
- Wejdź, Jenni – powiedziała sympatycznym głosem. Tylko ona mogła używać tego zdrobnienia. Tata i tak zawsze był bardziej poważnym człowiekiem i wolał mówić całym imieniem, ale czasami też się z nami pośmiał lub pograł ze mną w karty albo chociaż jakkolwiek spędził ze mną czas.
- Witaj Jennifer – wzrok ojca zamiast w komputer, teraz wpatrywał się we mnie. Phi, a nie mówiłam?
- Cześć tato – uścisnęłam go lekko i to samo zrobiłam z mamą.
- Tak nam przykro z powodu Jacob'a. Musimy stwierdzić, że my też jednak nad nim sporo przepłakaliśmy. Pamiętam jak niecałe trzy lata temu przybiegłaś do nas szczęśliwa, że będziesz mieć dziecko – odrzekła na jednym wydechu rodzicielka przy okazji wzruszając się.
- Też to pamiętam – wyszlochałam. Kobieta delikatnie wzięła mnie w swoje ramiona. Wtuliłam się w nią i pozwoliłam, aby łzy leciały po moich policzkach, a potem skapały na ziemię. – To był cudowny okres.
- Tak – odpowiedziała mi. Kątem oka zobaczyłam jak ojciec wstaje z krzesła idąc powoli w naszą stronę.
- Dawno się nie przytulałem, zróbcie dla mnie miejsce – zaśmiał się tata.
- Przepraszamy, ale chyba musisz schudnąć Robercie Waltherze – uśmiechnęłam się do niego.
- Cios prosto w serce – dotknął się teatralnie ręką w serce, a potem mocno przytulił nas obie.
***
Obiad przemijał nam całkiem przytulnie. Uwielbiałam spędzać czas z rodziną. Wszystko wtedy wydawało się takie jak dawniej. Czułam otaczające mnie wspomnienia z dzieciństwa. Jak bawiłam się z Kelly w piaskownicy. No właśnie. Kelly. Ciekawe co u niej słychać. Mam do niej numer. Wyciągnęłam szybko telefon z kieszeni i odblokowałam go przez kod. Weszłam w listę kontaktów i szukałam jej imienia. Lecz go tam nie było. Ze smutkiem widocznym na twarzy schowałam urządzenie i kontynuowałam deser, który przyrządziła moja mama. Jej szarlotka z lodami waniliowymi i owocami była wyśmienita.
- Dziękuję za obiad, pójdę już do starego pokoju jeśli mogę – złapałam kontakt wzrokowy z mamą.
- Jasne – kącik jej ust powędrował lekko w górę. – Pamiętaj, że jeżeli będziesz czegoś potrzebować to masz mnie!
- Nas – wepchnął się w rozmowę ojciec.
- Tak, masz nas Jenni – wywróciła oczami moja mama.
YOU ARE READING
DISAPPEARING CHILDREN
Misteri / ThrillerDorosła Jennifer Walther razem ze swoim synem Jacobem świętowali jego urodziny w letni wieczór, który spędzała razem z przyjaciółmi. Po odstawieniu dziecka do spania usłyszała przerażające krzyki swojego syna. Jednak gdy przybiegła, było już za póź...