ROZDZIAŁ 17 - SPOTKANIE PO LATACH

14 0 0
                                    


Okazało się, że Xander u mnie przenocował. Oglądaliśmy jakąś komedię romantyczną, co chwilę się śmiejąc. Po wczorajszym nocowaniu, na moim łóżku dalej były porozwalane wszędzie chipsy i opakowania po czekoladkach. Ten człowiek robił większy bałagan w moim pokoju niż jakiś gryzoń w małej klatce.

Popatrzyłam się na leżącego na brzuchu blondyna. Spał jakby był zabity i może nawet bym pomyślała, że taki jest gdyby nie jego głośne chrapanie. Wstałam z materaca i strzepałam wszystkie okruszki po jedzeniu, które się na nim znajdowały. Następnie sięgnęłam po jeden róg kołdry i pociągnęłam go do siebie, aby jakoś pościelić łóżko. Jednak nieskutecznie, bo przygniatający wszystko Xander uniemożliwił mi tą czynność. Podeszłam do niego i jednym ruchem zepchnęłam go z kołdry na podłogę. Nagle w całym pomieszczeniu było słychać głośny huk, który spowodował chłopak. Otworzył szybko oczy, złapał się za bolącą go głowę i spojrzał na mnie zdziwiony.

- Zamieniłaś się z osłem na mózgi? Oszalałaś? – oburzył się. Zachichotałam cicho i kontynuowałam ścielenie łoża, na którym jeszcze przed chwilą smacznie spał blondyn.

- Być może – odrzekłam nieśmiało. Xander wstał z podłogi i podszedł do lustra, które było umieszczone na mojej szafie. Przyjrzał się uważnie swojej głowie i zajęczał żałośnie.

- Przecież mi tu wyrośnie guz! – wskazał palcem na obolałe miejsce. Ja w odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami.

- Cóż, i tak już jesteś brzydki – stwierdziłam. Oczywiście to była nieprawda. Xander był naprawdę przystojnym chłopakiem. Czasami jak gdzieś razem chodziliśmy to kątem oka widziałam jak patrzyły na niego różne, obce mi dziewczyny. A więc to powiedzenie miało być w formie żartu.

- Dzięki – mruknął niezadowolony.

Wzięłam do rąk odkurzacz, który stał w rogu mojego pokoju. Urządzenie zaczęło wciągać okruszki jedzenia. W całym pomieszczeniu teraz było głośno, przez włączony odkurzacz, więc nie usłyszałam kiedy Xander wyszedł z mojego pokoju. Zorientowałam się dopiero, gdy skończyłam sprzątać, a drzwi od sypialni otworzyły się i stanął w nich blondyn z lodem. Podbiegł do lustra i przyłożył sobie zimny lód w zranione miejsce na czole. Wyglądał przy tym komicznie. Minę miał jakby zobaczył ducha i był cały zestresowany. Parsknęłam pod nosem i poszłam się przebrać w normalne ciuchy. Wybrałam sobie czarny top na ramiączkach, szerokie jeansy, a do tego szarą, grubą, rozpinaną bluzę. Włosy rozczesałam i pozostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z łazienki i zerknęłam na blondyna, który już kolejną minutę przykładał sobie lód do czoła. Widać było, że jest w dużym niezadowoleniu.

- Nie zachowuj się tak, to tylko mały guz na czole, a nie koniec świata – powiedziałam mu.

- To już bym chyba wolał koniec świata – odsapnął. No bez przesady. – To nie jest wcale taki mały guz! I jeszcze mam go na środku czoła! Rozumiesz? Na samym środku! Wszyscy to widzą, a ja nie mam go czym zakryć!

Westchnęłam przeciągle i podeszłam bliżej toaletki. Wzięłam jakiś mój korektor i rzuciłam go do blondyna. On jednak nie złapał go, bo był zajęty przykładaniem sobie okładu do urazu. Schyliłam się, żeby podnieść przedmiot z podłogi. Uniosłam kosmetyk na wysokości oczu chłopaka i potrząsnęłam nim.

- Korektor. Proszę bardzo, zamaluj sobie to i już nie marudź – włożyłam go mu do ręki i zacisnęłam ją. Xander popatrzył na mnie jak na istotę pozaludzką i oddał mi przedmiot.

- Po co mi to? Jestem płci męskiej, a nie dziewczęcej – odraził się. Zaczął wkładać sobie do buzi palce i udawać odruchy wymiotne. Przewróciłam oczami i postanowiłam wytłumaczyć mu o co chodzi z korektorem.

DISAPPEARING CHILDRENWhere stories live. Discover now