Rozdział 24 (WERSJA POPRAWIONA)

151 9 4
                                    

Ares

- Ares, nie wchodź tam sam, to zbyt niebezpieczne. Luciano zaraz wróci, poczekaj na niego, a wtedy go wyślę... - jej głos zadrżał, a po chwili usłyszałem, jak coś z hukiem upadło po drugiej stronie. Zapewne w nerwach przewróciła jakiś przedmiot.

To już chyba dziesiąty raz, kiedy próbowała mnie przekonać, żebym zaczekał, ale czas uciekał.

– Nie ma takiej potrzeby. Poradzę sobie, jak zawsze – powiedziałem spokojnie, patrząc na zegarek.

– Kurwa, Ares, przestań! – jej głos przeszedł w krzyk, a w tle dało się słyszeć szelest, jakby nerwowo zaciskała pięści. Coś jeszcze mamrotała, ale już przestałem ją słuchać.

– Życz mi szczęścia – rzuciłem, przerywając połączenie jednym szybkim ruchem kciuka. Spojrzałem na budynek.

Dane przesłane kilka minut wcześniej błysnęły na ekranie telefonu. Około dwudziestu ośmiu ochroniarzy, chociaż normalnie pilnowało tu ledwie dziesięciu. Uśmiechnąłem się.

– Przynajmniej będzie ciekawie.

Schowałem ręce do kieszeni, ruszając w stronę wejścia. Mięśnie ramion napięły się, gdy stanąłem przed drzwiami i zapukałem. Drzwi otworzyły się bezszelestnie, a w progu pojawił się ochroniarz. Stał w bezruchu, mierząc mnie wzrokiem.

– Ares Navarro – przedstawiłem się, czekając na jakąkolwiek reakcję. Ochroniarz nawet nie drgnął.

– Jestem pewien, że teraz powinieneś próbować mnie zabić, czy coś – dodałem, wpatrując się w jego twarz, która pozostawała bez wyrazu.

Przez chwilę wyglądał, jakby nie wiedział, co robić. Czyżby mi nie wierzył? Wyciągnąłem paszport z portfela i podałem mu go. Zmrużył oczy, wpatrując się w dokument, a kiedy jego wzrok przesunął się na moje nazwisko, źrenice rozszerzyły się w panice. W jednej chwili zaczął gorączkowo sięgać po broń.

Patrzyłem na jego nieporadne ruchy. Nim zdołał unieść pistolet, jednym precyzyjnym ruchem sięgnąłem po swoją broń i strzeliłem mu prosto w głowę.

Zanim jego ciało osunęło się na podłogę, już ruszyłem w głąb budynku. Z korytarza wyłonił się kolejny ochroniarz, biegnąc w moją stronę.

– Zaraz… Stój! – krzyknął, rzucając się w moją stronę.

Był jednak zbyt wolny. Widziałem, jak marnuje energię na bezsensowny bieg, zamiast po prostu strzelić, kiedy miał szansę. Uniknąłem go jednym płynnym ruchem, a jego ręka ledwie musnęła moje ramię. Zanim zdążył zareagować, chwyciłem jego głowę i szarpnąłem. Kości trzasnęły, a jego ciało bezwładnie osunęło się na podłogę.

Zgon na miejscu.

Kolejny z głowy, jeszcze tylko kilka.

Przechodząc przez korytarze, likwidowałem ich jak mrówki, jeden po drugim. Krew lała się wszędzie, ale zupełnie mnie to nie obchodziło. Mój jedyny cel to odnalezienie Jasmine, niezależnie od tego, w jakim stanie miałem być.

Niespodziewanie zza rogu wyszła kobieta, a jej przeraźliwy krzyk rozległ się echem po całym budynku.

– Chryste – burknąłem, przyglądając się jej, gdy stała przede mną w milczeniu. – Zacznij uciekać, albo skończysz jak oni – wskazałem na zwłoki jednego z ochroniarzy, leżące w kałuży krwi.

Kobieta natychmiast rzuciła się w stronę wyjścia, piszcząc tak głośno, że znikąd pojawiło się kilkunastu ochroniarzy.

– Zabijcie go, kurwa! – krzyknął jeden z nich, a w tej samej chwili usłyszałem mnóstwo strzałów.

Healing Hearts (Tom I & II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz