Rozdział VI

437 27 2
                                    

Otworzyłam oczy i spojrzałam prosto w czarne ślepia Tequili, liżącej mnie właśnie po twarzy.

– Jezu, tak dobrze mi się spało – jęknęłam przesuwając się w stronę krawędzi łóżka, żeby sięgnąć po telefon.

– Kurwaaaaaa! – wrzasnęłam zrywając się na równe nogi, kiedy zobaczyłam godzinę.

Sky wbiegł do mojego pokoju.

– Cassie!? Co się dzieje!?

– Budzik mi nie zadzwonił! Za 20 minut zaczynają się zajęcia, a ja dopiero wstałam!

– I dlatego drzesz się tak, jakby obdzierali Cię ze skóry?

– Boże przecież ja się nie wyrobię! Jak spóźnię się na zajęcia to Phillips mnie zabije. Gdzie jest moja moja szczotka? Jezu, nawet nie wiem co ubrać!

– Cassie.

– Cholera! Nie mogę znaleźć mojej ładowarki!

– Cassie!

– Na bank będą korki, jeszcze pewnie będę czekała pół godziny na Ubera...

– Cassie!!!

Przerwałam na chwile mój szaleńczy maraton między pokojem, garderobą i łazienką.

– Nikt Cię nie zabije. Twoja szczotka leży na umywalce. Ubierz cokolwiek. Do ładowarki jest podłączony Twój laptop, który jest na biurku, tam gdzie zawsze. A na uczelnię ja Cię zawiozę, więc jeżeli przestaniesz biegać w popłochu i ogarniesz się w przeciągu kolejnych 10 minut, to spóźnisz się maksymalnie kwadrans.

– A ty nie miałeś dzisiaj jechać załatwić czegoś w pracy?

– To może poczekać – wzruszył ramionami.

– Dziękuje, jesteś najlepszy!

– Wiem. A teraz się zbieraj, masz 10 minut.

O boże, on mówił poważnie. Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami i ruszyłam sprintem do łazienki, bo nie chciałam tracić szans na podwózkę.

W ostateczności wzięłam tylko szybki prysznic, zarzuciłam na siebie liliowy komplecik sportowy i wrzuciłam wszystkie potrzebne rzeczy do torby.

Nie miałam nawet czasu na ogarnięcie włosów, więc kucyk merdał mi na lewo i prawo, w rytm kolejnych kroków, gdy zbiegałam po schodach w stronę wyjścia.

– Jesteś moim wybawicielem – powiedziałam wsiadając do mercedesa Skya. – W ramach podziękowania oferuję obiad w jakiejś dobrej restauracji w najbliższy weekend.

– Właśnie, Cassie – spojrzał na mnie przepraszająco. – Nie zdążyłem Ci jeszcze powiedzieć, ale w piątek wyjeżdżam na kilka dni do Los Angeles i wrócę najpewniej w poniedziałek albo wtorek. Mam do ogarnięcia kilka tematów, które wymagają ode mnie, żebym był na miejscu.

Zerknęłam na niego zdziwiona, bo rzeczywiście nic o tym nie wspominał.

– W porządku.

– Dasz sobie radę beze mnie te kilka dni?

– Sky, ja nie jestem małym dzieckiem...

– Ale jesteś moją małą siostrzyczką, więc się o ciebie martwię – wyszczerzył się.

Wywróciłam oczami na tą jego nagłą troskliwość.

– Będzie dobrze, obiecuję, że nie rozniesiemy z Tequilą mieszkania pod twoją nieobecność.

Ostatecznie udało nam się ominąć korki i tak jak przypuszczał Sky, na kampusie byliśmy jedynie kilkanaście minut po 10. Po drodze uprzedziłam Asha i Zoe, że się spóźnie, więc zmierzam teraz w stronę ostatniego rzędu, gdzie czekało na mnie zajęte przez nich miejsce.

Starlight. Whisper of the cosmosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz