Rozdział XVII

415 22 4
                                    

Rano wysłałam Evansowi wiadomość z przypominajką, że czekam na nich dzisiaj o siedemnastej. Brunet zostawił pod nią lajka i liczyłam, że to oznaczało, że będą i zabrałam się za szykowanie przekąsek. Kiedy skończyłam dekorować cynamonki, zostało mi tylko przebrać się i czekać aż Ali z Aurora przyjadą.

O ile w ogóle przyjadą. Na szczęście nie zawiodłam się, bo 5 minut przed 17 mój telefon się rozdzwonił.

– Halo? – odebrałam.

– Schodź, już jesteśmy – bąknął Evans, jak zwykle z niesamowitym optymizmem. – Mam nadzieję, że nadzieję, że nie będę tego żałował – dodał i się rozłączył.

Zapięłam Tequilę w szelki, pasujące do mojego nowego, muślinowego kompleciku i ruszyłam na dół.

– Tequila!!! – usłyszałam dziecięcy głosik, kiedy znalazłam się na parkingu. – Cześć, Cassie!

Aurora rzuciła się z entuzjazmem w moją stronę i objęła mnie ciasno rączkami wokół nóg.

– Tęskniłam za tobą – cofnęła się i zadarła do góry głowę, żeby spojrzeć na mnie spod swoich długich rzęs. – Myślałam, że o mnie zapomniałaś – powiedziała smutno.

– Nie mogłabym o tobie zapomnieć, słoneczko – powiedziałam kucając, żeby zniżyć się do jej poziomu. – Też za tobą tęskniłam. Bardzo.

– Naprawdę?

– Naprawdę – uśmiechnęłam się. – A teraz chodź, idziemy do twojego brata. Mam dla was niespodziankę.

– Kocham niespodzianki! – krzyknęła ucieszona, a następnie złapała mnie za rękę, którą do niej wyciągnęłam.

Evans stał oparty o swój samochód i palił papierosa, przyglądając się nam.

– Cześć – rzuciłam.

– Cześć – skinął głową.

Pomogłam Aurorze wsiąść do fotelika, a następnie obeszłam samochód, żeby wpuścić Tequilę obok niej. Sama usiadałam z przodu. Powoli zaczynałam się przyzwyczajać do tego miejsca.

– A to co? – Ali wskazał na ogromną torbę, którą trzymałam na kolanach. – Zabrałaś ze sobą pół domu?

– Zobaczysz na miejscu.

– Wiesz, że musisz mi powiedzieć, gdzie jedziemy – spojrzał na mnie spod uniesionych brwi. – No chyba, że chcesz się zamienić miejscami.

– Dałbyś mi poprowadzić? – zdziwiłam się.

– Mówiłem ci już, że to tylko auto. To co?

– Możesz ruszać, jedziemy na Mission Beach.

– Na pewno nie chcesz kierować?

– Wolę być passenger princess.

– Kim jest passenger princess? – zapytała Aurora. – To z jakiejś bajki?

– Nie, słoneczko – odparłam. – Passenger princess to taka osoba, która lubi podróżować jako pasażer.

– To ja też jestem passenger princess! – ucieszyła się.

Po 20 minutach dojechaliśmy na miejsce. Zatrzymaliśmy się na parkingu obok wesołego miasteczka, z którego już było widać ocean.

Kiedy dotarliśmy na plażę Evans wyglądał już na zniecierpliwionego.

– Czy teraz w końcu zdradzisz nam, co tu robimy?

– Przyjechaliśmy na piknik! – wyszczerzyłam się do niego w szerokim uśmiechu. – Ale to nie wszystko, będziemy też... – zatrzymałam się na chwilę, żeby wyciągnąć z torby gadżety – uczyli się malować!

Starlight. Whisper of the cosmosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz