Rozdział XI

447 29 0
                                    

Ash dzisiaj na algebrze był wyjątkowo rozkojarzony. Nie, żeby kiedykolwiek uważał na tych zajęciach, ale tym razem zadbał również o to, abyśmy również my z Zoe nie wyniosły z nich za wiele. Nie mam pojęcia po w ogóle przychodziliśmy na uczelnię. Mogłam po prostu się wyspać, a tymczasem od niemal godziny słuchałam tyrady chłopaka na temat tego, jak wspaniały weekend nas czeka.

Pomimo entuzjazmu moich przyjaciół nie potrafiłam w pełni podzielać ich radości z wyjazdu. Moje myśli cały czas krążyły wokół tego, czego się dowiedziałam. Rzeczywiście, w końcu i do mnie dotarły plotki o tym, że Charles jest w szpitalu, ale nikt nie zagłębiał się w szczegóły. Większość wspominała tylko coś o nieszczęśliwym wypadku.

Martwiło mnie również nagłe zniknięcie mojego brata, który podobnie jak Evans rozpłynął się w powietrzu. W środę, po powrocie z treningu znalazłam tylko kartkę na lodówce, że znowu musiał pilnie wyjechać w sprawach służbowych, a kiedy próbowałam się do niego dodzwonić to wysłał tylko sms–a, że nie może rozmawiać.

Do tego dochodziła kwestia moich nadchodzących urodzin, które do tej pory zawsze spędzałam ze Stellą. Ten dzień od początku należał do nas i nie chciałam dzielić go z nikim innym, dlatego nie przyznałam się, że w sobotę kończę dziewiętnaście lat.

– No co tam, niedźwiedziu – podrapałam po głowie Tequilę, która zaczęła mnie czule witać jak tylko przekroczyłam próg mieszkania. – Chcesz iść na spacerek?

– Byłem z nią przed chwilą na plaży, dopiero wróciliśmy – usłyszałam głos Skya dochodzący z kuchni.

Oho, królewicz najwyraźniej wrócił z wygnania.

– Okej – rzuciłam krótki.

Przez ostatnie lata nie byliśmy blisko, ale myślałam, że to się zmieniło w momencie, kiedy zdecydowałam się przylecieć z nim do San Diego. Czułam jednak, że ma przede mną jakieś tajemnice, które mogą zaważyć na naszej relacji.

– Masz jakieś plany na ten weekend?

– Jadę dzisiaj do Los Angeles i wrócę w niedzielę. Biorę ze sobą Tequilę – poinformowałam go.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? Myślałem, że spędzimy razem jutrzejszy dzień – brzmiał, jakby miał do mnie o to pretensje.

– Sky, praktycznie cały czas się mijamy. Niemal codziennie wychodzisz rano i wracasz w nocy. Kilka dni temu wyjechałeś bez uprzedzenia nie dając nawet znać gdzie się wybierasz i kiedy wrócisz – wyrzuciłam mu. – Skąd, do cholery miałam wiedzieć, że akurat w tę sobotę będziesz dostępny?

– Nigdy nie zapomniałbym o twoich urodzinach – powiedział z wyrzutem.

– Przez ostatnie lata jakoś nie miałeś z tym problemu – przypomniałam mu, bo chyba już wyleciało mu z głowy, że nie raczył nam nawet wysłać głupiej wiadomości z życzeniami przez ostatnie cztery lata.

– Nasza sytuacja wtedy wyglądała zupełnie inaczej – powiedział jakby to miało jakiekolwiek znaczenie – Nie chce się z tobą kłócić, Cass.

To wszystko chyba naprawdę zaczynało mnie przerastać.

– Ja też się nie chce kłócić Sky, ale zamiast cię poznawać, mam wrażenie, że coraz mniej o tobie wiem – wybuchnęłam – Nie rozumiem dlaczego chciałeś, żebym przyleciała z tobą do Kalifornii, skoro cały czas się zamykasz przede mną i masz przede mną coraz więcej tajemnic! – dodałam, po czym zatrzasnęłam drzwi od swojego pokoju.

Nie poszedł za mną, ale nawet się tego nie spodziewałam. To nigdy nie było w jego typie.

Rzuciłam się łóżko, a Tequila chyba wyczuła mój zły nastrój, bo położyła się obok i polizała mnie po twarzy.

Starlight. Whisper of the cosmosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz