Rozdział 8: Pięknie spierdolony dzień

134 15 221
                                    

Egzekutor - człowiek, który zawodowo zajmuje się głównie wykonywaniem wyroków, skazujących na kary cierpienia, okaleczenia i na karę śmierci. Poza torturami, traktowanymi jako środek karny, egzekutorzy zajmują się również zadawaniem cierpienia w celu wymuszenia zeznań.


Tomasz opuścił after, zjechał siedem pięter w dół i wyszedł wreszcie na dwór. W głowie miał zamulacz, nogi jak z waty i ściśnięty żołądek. Percepcja zmysłów działała niczym jazda samochodem na zaciągniętym hamulcu: świat wokół zdawał się to zwalniać to przeskakiwać o kilka klatek naprzód. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta.

Wziął głęboki oddech. Zrobiło mu się zimniej. Rozejrzał się. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje, nawet nie kojarzył tych bloków... Wcale nie czuł się lepiej, ale zgodnie ze słowami wiedźmy nie odczuwał bólu. Ruszył ku bliższemu rogowi budynku w kierunku prześwitującej uliczki.

Szedł powoli, ale krok miał pewny. Najwyraźniej błędnik działał prawidłowo.

„Przynajmniej tyle," pocieszył się w myślach, doceniając możność sprawnego poruszania kończynami.

Kiedy doszedł do uliczki okazało się, że znajduje się przy Intercontinentalu. Jego twarz przyozdobił promienny uśmiech. Po pierwsze wiedział, gdzie jest, a po drugie dotarł na postój taksówek. Świat zaczął wracać na swoje miejsce, a to oznaczało, że po pełnym przykrych niespodzianek poranku mógł wreszcie zająć się jego porządkowaniem.

Spokojnie wsiadł do taryfy. Usiadł ostrożnie na tylnym siedzeniu. Ku lekkiemu zaskoczeniu nawet to nie zabolało. Bez dalszych obaw umościł się wygodnie.

- Dokąd tym razem, panie Tomaszu?

Dzień zdecydowanie nabierał rumieńców. Trafił się nawet znajomy taksówkarz. Nagrodził kierowcę uprzejmym uśmiechem.

- Tam, gdzie zwykle – odrzekł uprzejmie. – Odkąd to pan czatuje pod Intercontinentalem?

- A co weekend przed dwunastą, panie Tomku – odrzekł taksówkarz.

Ruszyli. Złotówa zwyczajowo gadał o pierdołach, a on uprzejmie podtrzymywał dialog. Nawet nie notował o czym mowa. Po prostu reagował, wchodząc w swój rytuał. Oczyszczał umysł, przemieniając się mentalnie do roli, którą mu wyznaczono. Tak było lepiej, bezpieczniej i łatwiej.

I to niekoniecznie w tej kolejności.

Nie zawsze był zimnokrwistym skurwysynem, ale aby poskramiać prawdziwe potwory musiał się stać takowym i wbrew samemu sobie przyznawał, że przychodziło mu to już bez trudu. Może faktycznie ratująca go wiedźma dostrzegła to, co było w nim od zawsze? A może to ciężki trening i doświadczenie uczyniły go takim? Po tylu latach wszystko zlało się w jedno i już nie pamiętał, czy pierwsza była potrzeba walki, czy determinująca ją nienawiść. Wykuły go ból, rozpacz, bliskość śmierci i gruzy. Zahartowała utrata przyjaciół i nadziei, a naostrzyła wiedza o przyczynach dramatu i wskazanie celu. Pośród popiołów powstańczej Warszawy, uzdrawiając go ze śmiertelnej rany i otaczając opieką, norweska lekarka WafenSS Obersturmführer Ursula Svarthjerte stworzyła swą broń doskonałą. Broń do walki z prawdziwym wrogiem, Dziećmi Nocy, które dla własnych celów poświęciły ludność całego kontynentu.

Zimna nienawiść oczyściła umysł. Myśli stały się proste, a zmysły wyostrzone. Mógł teraz wejść i zrobić porządek – tak, by wszystkie nocne popaprańce zrozumiały, że świat nie należy do nich.

„Ochrona status quo to ochrona ludzkości," przypomniał sobie ulubioną maksymę Uli, „a jeśli mają być ofiary to niech lepiej będą wśród tych drugich..."

UśpionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz