Rodzeństwo Losu - jedna z najstarszych miejskich legend twierdząca, że wśród Uśpionych są istoty tak powiązane z bogami chaosu, ze do ich przebudzenia potrzebnych jest wielu Nocnych Dzieci. Nieszczęśnicy, którzy dokonują przebudzenia powiązani zostają wspólnym losem. Znają swoje emocje, czasami nawet myśli. W niektórych wersjach współodczuwają ból, cierpienie, radość i miłosne uniesienie. Ich egzystencja warunkowana jest wolą Przebudzonego, a ich jedynym sensem istnienia jego ochrona, czy też wypełnianie jego woli. Rodzeństwo jest lojalne jedynie wobec siebie nawzajem, nie przestrzega żadnych gatunkowych reguł. Bez wątpienie legenda o rodzeństwie losu jest ucieleśnieniem największego z lęków o utracie kontroli.
Egle dotarła do Pieksy tuż przed czwartą rano, dając się od razu porwać w wir zabawy. Lubiła to miejsce właśnie za jego nastrój, za radosny zjednoczony muzą tłum ludzi i nieludzi. Czuła się jak w domu, niczym w uwspółcześnionej wersji prasłowiańskich obrzędów, gdzie wszyscy wspólnie, ku chwale bogów oddawali się w wir szaleńczego świętowania. Tutaj bogiem zdawała się być sama ekstaza, a druidzką magię zastąpiły chemiczne tabletki, ale efekt finalny był zadziwiający bliski. Pomimo godzin pracy szybko wskoczyła na parkiet dać upust swej naturze i potrzebie współuczestniczenia w misterium. Kochała to.
Radośnie pląsając nie zważała na otoczenie, całkowicie wolna, pośród tak jak ona sama, zapamiętanych w muzie tancerzy. Zero trosk, kalkulacji, myśli. Idealna definicja szczęścia.
Kiedy otworzyła lekko zmrużone oczy dostrzegła z rozbawieniem wyzwoloną poprzez taniec magię, która unosiła się mieniąc kolorami nad głowami zgromadzonych. Uśmiechnęła się do siebie. Kolejny dowód na trafność własnego spostrzeżenia.
Kątem oka dostrzegła tańczącego nieopodal nowego wybrańca Kelle. Tańczył jak szalony, roznegliżowany do pasa, z typowym rusałkowym naznaczeniem. Kelle faktycznie musiała dać więcej z siebie niż wzięła od niego, albowiem żaden śmiertelnik nie miał prawa tryskać taką żywotnością po dniu spędzonym z żerującym na jego siłach witalnych demonem. To jak to robił, wzbudziło w rusałce szczere zainteresowanie, a stan w którym się znajdował, był dla rozbudzonej Egle otwartym zaproszeniem. Niewiele myśląc przesunęła się w tanecznym pląsem ku niemu. Znajdując się za nim złapała go za pośladek. Stanął i próbował się odwrócić. Wykorzystała to by objąć go od tyłu dotykając drugą dłonią jego nagiego torsu.
- Tańcz dalej! - przesłała myślą komunikat, od razu rozpoznając w jego umyśle przyzwolenie.
Nagle ktoś wyciągnął go z jej objęć zadziwiająco mocnym szarpnięciem i porwał za sobą w gąszcz tańczącego tłumu. Zaskoczyło ją to. Niewiele myśląc ruszyła rozdrażniona z zamiarem odbicia, gdy nagle jak spod ziemi wyrósł przed nią znajomy wilkołak, Mario.
- Odpuść, piękna – zawołał jej prosto w twarz.
- Co? – spytała, niezbyt polotnie.
- Zero seksu – odrzekł uśmiechnięty od ucha do ucha. – Przynajmniej z nieznajomym.
- Mario... - prawie warknęła rozkojarzona. – To, że lubię się z tobą zabawić, nie oznacza, że jestem twoją własnością...
- Nie chodzi o mnie – odkrzyknął Mario. – I nie ty tu robisz za własność.
- Kelle pojechała do domu...
- I dzięki temu zaoszczędziła sobie kłopotów. Na drugiej sali jest Protektor, a twój piękny nieznajomy podoba się nie tylko tobie. Chodź pokażę ci.
Mario nie czekając na jej reakcję, chwycił ją za dłoń i poprowadził ku wyjściu. Zatrzymując się w samych drzwiach wskazał palcem.
Nieznajomy całował się właśnie z bardzo dobrze „znaną" wampirzycą.
CZYTASZ
Uśpiony
General FictionSex, drugs and dnb, innymi słowy warszawski clubbing! I jeszcze w tle wampiry, wilkołaki, demony i inne potwory, oraz trwająca właśnie sekretna inwazja Obcych na Ziemię... Ale czy naprawdę masz głowę, by coś zrobić z tym gównem, skoro kolejna piguła...