/Prolog/

699 25 59
                                    

Jungkook kończył oglądanie mieszkania i był wystarczająco zadowolony, by wierzyć, że w końcu znalazł swoje miejsce. Było nieco ciasne, ale tylko na takie było go stać. Podziękował pośredniczce i ustalili jutrzejszą godzinę spotkania, podczas którego mieli podpisać dokumenty, a w ręce Kookiego trafią klucze do jego nowego lokum.

Kilka miesięcy poszukiwań i oto jest — jego własna kawalerka. Przyzwyczajenie się do tak niewielkiej przestrzeni, po porzuceniu niemalże stu metrów z dodatkową sypialnią dla gości i biurem, pewnie zajmie mu trochę czasu, ale nie odbierał tego jako krok wstecz. Bardziej jako... nowy start, początek jego singielskiej ścieżki. Tylko... jeszcze musiał się rozstać z Taehyungiem. Od pół roku wiedział, że ten moment musi nastąpić, a od dwóch lat nieustannie staczali się w dół, zarówno romantycznie, jak i przyjacielsko.

Już nie potrafili rozmawiać, ani nawet się kłócić. Podniesiony głos został zamieniony na milczenie, a wkurzone spojrzenia stawały się coraz bardziej spłycone. Właściwie... nawet już na siebie nie patrzyli. Przemykali obok siebie, doskonale znając swoje grafiki i całkowicie rozmijając się na tych pieprzonych stu metrach. Nie było ich. Był kuriozalny teatrzyk, w którym grali, bo żaden nie potrafił zostawić tego drugiego. Bo obaj zawinili. Bo nikt nie wiedział, jak to naprawić. Trwali w patowej sytuacji. W nadziei na co? Sam nie wierzył, że cokolwiek jest w stanie uratować tę relację.

Na to było zdecydowanie za późno. Dziś Jungkook to zakończy. Jedno szybkie złamanie serca, zamiast codziennych zranień. Całkowicie i kompletnie wyzbędzie się nadziei, że Taehyung go w końcu dostrzeże. Nie będzie czekał na jego powrót tylko po to, by pospiesznie zamknąć oczy i udawać, że śpi, gdy partner wchodził do łóżka. Nie będzie gotował jego ulubionych dań, by zjeść je ostatecznie w samotności. Nie będzie tak wiele NICZEGO.

Wciąż go kochał. Niestety. Byłoby dużo łatwiej, gdyby kłótnie potrafiły wymazać miłość, ale tak się nie stało. Miłość wymieszała się z niechęcią i więziła Kookiego przez te wszystkie miesiące, pomiędzy chęcią odejścia a potrzebą pozostania. Miłość nigdy nie miała wystarczyć jako powód do bycia w relacji. Teraz już to wiedział. Chciał kogoś, kto z nim będzie. Naprawdę będzie. Kto dostrzeże jego starania, komu będzie potrzebny w jego codziennych troskach i kogoś, kto, gdy wszystko się sypało, rzucałby się na ratowanie. Ich. Bo teraz tonęli.

Wrócił do swojego tymczasowego domu, gotów na zakończenie tego tańca, w którym stawiali jeden krok ku sobie, a dwa do tyłu.

Taehyunga nie było, co nie stanowiło żadnego zaskoczenia. Zawsze wracał na skraju nocy, a odkąd nieustannie zaczęli się kłócić (by później milczeć), jego powroty były jeszcze późniejsze. Jungkook chciał wykorzystać ten czas na pakowanie. W sypialni otworzył ogromną szafę, którą współdzielili, i zaczął wyciągać wszystkie swoje ubrania, dzieląc je na kupki na łóżku. Pochłonęło to znacznie więcej jego czasu, niż zakładał, więc zaskoczony zarejestrował, że słyszy typową krzątaninę przy drzwiach.

Wyszedł partnerowi na spotkanie, nie chcąc być przyłapanym na pakowaniu. Najpierw powinni porozmawiać. A przynajmniej spróbować. Ten ostatni raz.

— Cześć — powiedział na tyle głośno, by przebić się przez potok słów, które Taehyung zapewne teraz otrzymywał, przyciskając telefon do ucha.

— Muszę kończyć — rzucił Kim do słuchawki i rozłączył się, wciskając komórkę do kieszeni spodni.

To było... coś nowego. Partner nigdy nie kończył połączenia, dlatego że Jungkook chciał z nim porozmawiać. Telefon był niemalże przyspawany do jego ciała. Był pierwszą i ostatnią rzeczą, którą Kim sprawdzał, kładąc się spać i wstając rano. Chyba od tego zaczęły się pierwsze kłótnie, chociaż... kto by to pamiętał?

— Cześć — odpowiedział Taehyung, kierując się prosto do kuchni.

— Zjesz coś? — zapytał Jungkook, chociaż wiedział, że tylko próbuje odciągnąć konfrontację.

— Już jadłem, dziękuję — płaski ton partnera tylko utwierdzał go w tym, że podjął dobrą decyzję.

Czy chociaż na niego spojrzał? Taehyung wyciągnął piwo z lodówki, a Jungkook musiał się powstrzymać, by nie zrobić tego samego. "Skup się, Jeon. Masz zerwanie do wykonania."

— Słuchaj... — zaczął Jungkook i przerwał zirytowany, bo telefon partnera się rozdzwonił.

Kim wyciągnął go z kieszeni i obaj obserwowali, jak nieznany numer wyświetla się na ekranie. Taehyung z pewnym ociąganiem odrzucił połączenie, odkładając komórkę na blat i ponownie przeniósł wzrok na Jeona. Jungkook zebrał się w sobie i podjął kolejną próbę.

— Powinniśmy...

Sapnął z irytacją, gdy telefon partnera zaczął wypluwać z siebie serię irytujących dźwięków, a ten sam numer ponownie pokazał się na wyświetlaczu.

— Odbiorę — powiedział Taehyung — ktoś próbuje się dodzwonić cały dzień.

Rzucił krótkie „halo" do słuchawki, odwracając się do Jungkooka plecami. Jeon czekał, czując, jak irytacja pełza mu po organizmie. Dlaczego z Taehyungiem nic nie mogło być łatwe? Nawet cholerne zerwanie musiał odgrywać ze sztandarem „błagam o pięć minut uwagi".

Z rozmowy nie wywnioskował nic. Kim odpowiadał jedynie monosylabami, a najbardziej złożona wypowiedź brzmiała: „będę jutro".

Następnie rozłączył się i odwrócił do Jungkooka, którego wkurzenie zdążyło już osiągnąć punkt krytyczny. Jak długo jeszcze będzie lekceważony?

— Co? Kolejne niesłychanie ważne spotkanie biznesowe? — rzucił zjadliwie.

— Hmmm? — Taehyung zdawał się go nie słyszeć i patrzył teraz zamglonym wzrokiem na niego. Może bardziej... przez niego. Bo Jungkook nie czuł się widziany. — Mój brat nie żyje.

~~~~~

Zaczynamy~ 

Szykujcie się na karuzelę emocji i spodziewajcie się niespodziewanego! 

To, czego nie chcemy utracić [Taekook I Inne]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz