Rozdział 9 - Poradniki z internetu to nie jest dobry pomysł

29 6 1
                                    

Przeszedł obok wysokiego szklanego budynku na Bull Street w centrum miasta, uważając na kałuże i porywisty wiatr, który próbował wyrwać mu z dłoni parasolkę. Ostatni raz tę trasę pokonywał trzy tygodnie temu, wierząc, że wszystko w jego życiu układało się dobrze po raz pierwszy od dłuższego czasu. Był spokojniejszy, bardziej otwarty na kontakty międzyludzkie, a znajomość z Jules nie powodowała u niego stresu, co było według Katie dużą poprawą i szansą na zbudowanie cennych relacji.

Ominął sklep wypełniony po brzegi nastolatkami, czekającymi po gorące hot-dogi. Wykrzywił twarz w grymas, wspominając dzień, w którym jego kuzynka Violet namówiła go raz na takie wyjście. Nigdy niczego tak nie żałował, jak zakupu tego jedzenia, by następnie mieć szansę na jedynie dwa gryzy. Przegrał walkę ze średniej wielkości psem, któremu najwyraźniej parówka za smakowicie pachniała.

„Przynajmniej jeden z nas sobie pojadł", śmiał się w głowie. „A ja nie bawiłem się w kanibalizm, jak zwierzak. Pies zjadł hot-doga, gorącego psa".

Zatrzymał się przed metalową bramą, odgradzającą plac przy kamienicy od drogi, a następnie uchylił ją, przechodząc. Był zadowolony, że tym razem nie okazała się zamknięta, a on nie musiał czekać i marznąć. Pokonał odległość między nim a drzwiami do budynku. Wszedł po schodach, cicho skrzypiących przy każdym kroku, by następnie wejść do przerobionego kiedyś mieszkania. W poczekalni siedziała kobieta z córką, która na oko wydawała się mieć nie więcej niż jedenaście lat. Przywitał się, ściągnął kurtkę i powiesił ją na wieszaku, by następnie zająć wolne drewniane krzesło.

Od początku był wdzięczny za biały kolor ścian oraz minimalizm w urządzaniu pomieszczeń w poradni. Tak samo, jak za zadbanie o natężenie światła; nie było ani za jasne, ani za ciemne. Cisza pomagała też w zebraniu myśli. Nie czuł się rozproszony muzyką tak jak w galeriach czy zapachami, które zostawały wydzielane specjalnie, aby klienci mieli większą chęć na zakupy. Był tylko on i inni. Każdy pogrążony w swoich własnych problemach i przemyśleniach.

W korytarzu obok mignęła mu sylwetka Katie, ubranej w jeansy, szary golf i czarną luźną marynarkę. Zaskoczyło go, że miała dzisiaj rozpuszczone włosy; zazwyczaj spinała je, tworząc misterną konstrukcję brązowych pasm. Gdy przechodziła drugi raz, zatrzymała się i z uśmiechem na twarzy, powiedziała:

— Witaj, Luke. Możesz już wchodzić, za moment przyjdę. Mamy tam, gdzie zawsze.

Pokiwał głową, po czym wstał, przeszedł obok matki z córką, a następnie znalazł się w wąskim korytarzu z trzema drzwiami. Otworzył pierwsze z lewej i zostawił je delikatnie uchylone, po czym rozsiadł się na beżowej sofie z cienkimi drewnianymi nóżkami. Poprawił ułożenie poduszek, aby wyglądało ono jak u niego w mieszkaniu, po czym zadowolony oparł się i ułożył przedramię na podłokietniku. Wpatrywał się w fotel z tej samej kolekcji, czekając aż zajmie go Katie i będą mogli zacząć. Przez zegar powieszony na ścianie wiedział, że kobieta miała jeszcze dokładnie minutę i niecałe dwadzieścia trzy sekundy. Odliczał w myślach, wystukując powoli rytm zgodny z dźwiękiem mechanizmu, poruszającego wskazówkami.

— Już jestem! — Usłyszał spokojny głos Katie, która zamknęła za sobą drzwi i w dalszej kolejności usiadła na fotelu, rozkładając na udach teczkę i wyjmując z niej odpowiednie kartki. Z kieszeni spodni wygrzebała długopis i zapisując coś na papierze, zapytała: — Jak minęły ci ostatnie trzy tygodnie? Było w porządku?

— To zależy, w którym momencie. — Złożył dłonie i zaczął bawić się w wyginanie palców. — Na początku stłukł się mój ulubiony kubek i nie mogłem pić kakao.

— Dlaczego to był taki problem?

— Nie miałem więcej niebieskich kubków. — Katie uniosła jedną brew, jak zawsze, gdy potrzebowała więcej kontekstu do zrozumienia sytuacji. — Nie piję kakao w kubkach o innym kolorze. Tak samo, jak kakao z piankami w czerwonym.

Spektrum miłości [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz