Rozdział 6 - Powrót zła wcielonego

29 7 4
                                    

Jules nigdy nie sądziła, że po randce w ciemno można mieć taki mętlik w głowie, a co więcej, że będzie się on tak długo utrzymywał. A na dodatek kolejne spotkanie w papugarni wszystko skomplikowało. Poznanie Luke'a zmieniło w dużej mierze jej pogląd na świat, a także uczuliło na kłopoty, z jakimi mogli stykać się inni w społeczeństwie. Nawet odważyłaby się powiedzieć, że po tym spotkaniu ­­— a potem kolejnych — stała się lepszym człowiekiem, dorosła i chciała z całego serca utrzymywać, jak tylko się dało, kontakt z chłopakiem.

Jednak z każdym kolejnym dniem spędzonym w towarzystwie Luke'a czuła się coraz to mizerniej. Nie wiedziała, w którą stronę dążyła ta relacja, a co gorsze, nie była pewna, jak sam Luke definiował tę znajomość. I tak, Jules była ciekawa, pragnęła zdobyć tę informację, ale także się bała. Skoro sama nie potrafiła nazwać swoich uczuć, to jak miała sobie poradzić z jakąkolwiek odpowiedzią chłopaka? Byłaby zadowolona? Zrozpaczona? Zdenerwowana?

Schowała twarz w dłoniach, opierając łokcie na kolanach. Już dawno nie wypełniała jej taka niepewność, nawet wtedy, gdy nakryła Tristiana na zdradzie. Zawsze przecież była odważna i pochopna w decyzjach, a teraz? Musiała zastanowić się nad tym, co zrobi, aby nie zranić Luke'a oraz żeby jej działania i słowa zostały prawidłowo zrozumiane.

Nagle, wyrywając dziewczynę z przemyśleń, po całym mieszkaniu rozległ się dzwonek, a następnie gdy nie zareagowała od razu — pukanie do drzwi. Zmarszczyła brwi. Z nikim się nie umawiała. Strzepnęła z czerwonej bluzy okruszki ciastek i podeszła na palcach do ciemnobrązowych drzwi. Odchyliła zasuwkę z wizjera i spojrzała przez soczewkę.

Odsunęła się jak oparzona. Serce przyśpieszyło, a oddech stał się płytki, gdy przed oczami pojawił jej się ponownie widok ciemnoblond włosów, zaczesanych — tak typowo dla niego — po części do tyłu, a po części do przodu. Od razu zauważyła też, że był ubrany w jej ulubioną koszulę, którą kupiła mu rok temu na urodziny.

Ponownie spojrzała przez judasz, upewniając się, czy na pewno wzrok jej nie mylił, ale nie doczekała się zmiany obrazu przed sobą. Tristian był za drzwiami i czekał na nią. Z bukietem czerwonych róż. Jules poczuła, jak zrobiło jej się słabo, a przed oczami pojawiły się mroczki. Chwyciła się szafki, stojącej obok i skupiła się na oddychaniu. Nie mogła zasłabnąć z takiego powodu. Zamknęła oczy i oparła się ręką o blat mebla, zapominając o figurce, która tam stała. Uderzyła w nią, a czarny słoń upadł na kafelki, roztrzaskując się po całej podłodze wokół niej.

— Cholera — szepnęła. Zacisnęła usta i zmarszczyła czoło. Czemu nic nie szło po jej myśli?

— Jules, wiem, że tam jesteś. Słyszałem. Proszę... — powiedział Tristian zza drzwi. — Proszę, otwórz mi. Porozmawiajmy.

— Nie mamy o czym. Idź sobie.

— Jules...

Westchnęła, zaciskając wolną dłoń w pięść, wbijając sobie w skórę paznokcie. Zebrała się w sobie i przekręciła klucz w zamku. Wzięła jeszcze jeden głęboki oddech i pociągnęła za klamkę. Spojrzenia Jules i Tristiana spotkały się — jej zdenerwowane, a jego pełne nadziei. Dziewczyna machnęła lekceważąco dłonią i ruszyła w głąb mieszkania, rzucając przez ramię:

— Masz dwie minuty. I ani sekundy więcej.

— Przyniosłem ci kwiaty... Postawię je na razie, o tutaj... — zaczął niezgrabnie. — Jules? Możesz się do mnie odwrócić? Jules?

— Czas ci ucieka — przypomniała mu, stojąc przy oknie i przyglądając się, jak z nieba spadały pierwsze drobne krople deszczu, a niebo ciemniało z każdą sekundą. Jakby idealnie opisywało jej uczucia i niepokój, który się w niej gromadził.

Spektrum miłości [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz