Rozdział 14 - Brzydki świąteczny sweter

21 6 1
                                    

W porównaniu do Birmingham miasto Oswestry było naprawdę malutkie. Gdyby Jules miała najlepiej opisać różnicę między tymi dwoma miastami, to od razu powiedziałaby, że widać ją w budynkach. Oswestry składało się w większości z niskich domów, zazwyczaj dwupiętrowych. Natomiast Birmingham posiadało olbrzymie szklane wieżowce i specyficzny parking o nietypowym kształcie, a którego dach był pokryty mnóstwem metalowych okrągłych blach... Jednak mimo wszystko kochała swoje rodzinne strony. No, chyba że wspominała wycieczkę do parku z olbrzymimi figurami, kiedy przestraszyła się gigantycznego pająka.

— Możesz zawiesić tę bombkę trochę wyżej? — zapytała mama Jules, przekrzywiając głowę w bok. — O! Tak jest o wiele lepiej!

Dziewczyna uśmiechnęła się i sięgnęła po kolejną ozdobę choinkową. Z jednej strony cieszyła się, że rodzice czekali na nią co roku z ubieraniem świątecznego drzewka, aż nie wróci do domu, jednak zdarzało się jej tęsknić za tymi latami, gdy zajmowali się tym o wiele wcześniej, a nie dopiero dwudziestego czwartego grudnia. Z tęsknotą wspominała te czasy, gdy mogła długo nacieszyć się obecnością żywej choinki w domu, a w szczególności jej zapachem, i codziennie zapalać lampki na wieczór, a potem przesiadywać w salonie z kubkiem kakao. Jednak to wszystko zmieniło się wraz z przeprowadzką na studia, a Jules musiała się z tym pogodzić.

— Dobra, stawiam gwiazdę! — krzyknął tata, wchodząc po rozłożonych schodkach do góry. — Patrzcie, czy jest prosto!

Jules stanęła obok mamy i wpatrywała się ze zmrużonymi oczami. Przechylała głowę raz na prawo, raz na lewo, aż w końcu powiedziała:

— Może by...

— Bardziej w prawo! Jest krzywo! — przerwała jej mama. — Popraw to!

Gdy skończyli dekorować choinkę, to powiesili jeszcze trzy skarpety nad kominkiem, a następnie pożegnali się i rozeszli się do snu zmęczeni po całym dniu. Dom został w całości wysprzątany i idealnie urządzony na obiad bożonarodzeniowy, na który miała zjechać się duża część rodziny.

Jules czekała do pierwszej w nocy. Ledwo nie przysnęła, czuwając, ale udało jej się wygrać z wyczerpaniem. Uchyliła lekko drzwi swojego pokoju i wychyliła głowę na wąski korytarz. Nikogo nie widziała, ale dała sobie jeszcze chwilę i nasłuchiwała, czy rodzice faktycznie spali w pokoju obok. Jedne, co do niej dochodziło to głośne chrapanie taty. Przełknęła ciężko ślinę. Zabrała z pokoju dwa pudełka zapakowane w papier prezentowy z kolorowymi kokardkami i robiąc małe kroczki, przeszła przez cały korytarz. Dziękowała światu za to, że nadal na piętrze znajdował się długi dywan, który tłumił jej kroki.

Zeszła schodami na dół. Zaskoczona, że tym razem ani jeden stopień nie zaskrzypiał, zatrzymała się na sekundę, niedowierzając. Czyżby w końcu coś z tym zrobili? Skręciła w lewo i weszła do salonu, w rogu, którego stała olbrzymia choinka. Na środku pokoju rozłożony był już stolik z myślą o późniejszym obiedzie. Przy ich okazałej rodzinie musieli koniecznie rozsunąć blat i dołożyć dwa kolejne kawałki, aby dla każdego starczyło miejsca.

Podeszła do choinki i położyła pod nią prezenty. Uśmiechnęła się łagodnie, gdy zobaczyła, że znajdowała się też tam paczka z jej imieniem. „Ubiegli mnie", pomyślała, śmiejąc się w duchu. Ciekawa sprawdziła jeszcze, czy skarpety w kominku po drugiej stronie pomieszczenia były już czymś wypełnione. Rozchyliła jedną i oczy jej się zaświeciły, gdy zobaczyła olbrzymią ilość słodyczy. Kusiły ją i aż włożyła rękę do środka, aby wyjąć małego cukierka.

— Zostaw to! Jeszcze nie ma rana! — wyszeptała złowrogo mama Jules, a dziewczyna podskoczyła w miejscu.

— Ale...

Spektrum miłości [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz