Jules Clark sądziła, że po osiągnięciu pewnego wieku będzie już zawsze gotowa na wszystko. Przeżyła zamieszkanie z Lukiem, a potem zaręczyny i wyjście z szoku, jakim był wybrany przez niego pierścionek. Nigdy by dla siebie takiego nie wybrała ze względu na cenę, ale był idealny. Przepiękny.
Najlepiej pamiętała planowanie ślubu, który okazał się olbrzymim wyzwaniem. Osiągnięcie złotego środka było trudne, ale udało im się. Ona spełniła swoje wizje, które od dawna miała zapisane w katalogu na Pintreście, a Luke czuł się w pełni komfortowo i ani razu nie opuścił sali, aby się wyciszyć. Wśród gości pojawiły się najważniejsze dla nich osoby — rodzice, przyjaciele i znajomi. Przyjęcie balansowało na granicy między byciem kameralnym wydarzeniem a standardowym weselem. Ludzi było nie za dużo, ale też nie za mało. Ich ilość była idealna.
A noc poślubna? Jules zawsze uśmiechała się na to wspomnienie, gdy po raz pierwszy byli aż tak blisko siebie. Luke już wcześniej zarzekał się, że był gotowy pójść na całość, jednak decyzję o odłożeniu tego w czasie podjęli razem. Skoro już tyle żyli bez współżycia, to mogli poczekać jeszcze chwilę, aby w ten sposób celebrować początek małżeństwa. I wtedy tak ich poniosła przełomowość tego momentu oraz wypity wcześniej alkohol, że zapomnieli o zabezpieczeniu się i musiała radzić sobie z obecnym problemem. Choć czy to był tak właściwie problem?
Kochała swoją córeczkę Willow o wyglądzie małego, uroczego aniołka o włosach w kolorze ciemnego blondu i brązowych oczach. Ku szczęściu Jules, inteligencję odziedziczyła po Luke'u i miała nadzieję, że zdolności matematyczne też. Marzyła o tym, że nigdy nie zostanie zapytana przez dziewczynkę o równania, nierówności, logarytmy czy kiedyś daleko w przyszłości o rachunek całkowy. Willow z twarzy wyglądała jak wcielone dobro i sama słodycz, ale jej charakter był jak u małego diabełka, a co niestety nie zawsze zgrywało się z Lukiem. Szczególnie że ich córka wręcz uwielbiała być głośno. Wszędzie było jej pełno, a ich dom wypełniała czysta, dziecięca radość.
I tak skończyła Jules, stojąc na korytarzu na piętrze ich małego domu, który kupili kilka lat temu. Z jednej strony mogła wejść do pokoju Willow, a z drugiej do sypialni jej i Luke'a.
Wszystko zaczęło się na dole w salonie, kiedy gotowała obiad w kuchni obok, a Luke bawił się z Willow. Słyszała ciche śmiechy córeczki oraz hałas układanych kloców, aż nagle przez cały dom przeszedł dziki wrzask szczęścia. A potem kolejne i kolejne. A potem doszedł do tego tupot stóp.
„Znowu potajemnie najadła się słodyczy? Albo Luke jej dał?", zastanawiała się Jules, wyjmując z lodówki filety z kurczaka. Miała nadzieję, że nie, ale kto mógłby jej wyjawić prawdę? Na pewno nie Willow, która znając życie, z chęcią przyjęłaby jeszcze większą ilość czekolady. Luke też by jej tego nie zdradził. Za bardzo kochał rozpieszczać Willow. Uszczęśliwiało go to.
— Tato, tato, patrz! Ja latam! Jak wróżka z tych bajek w telewizji! LATAM! LATAM!
Łup, łup, łup.
— CZEMU NIE BAWISZ SIĘ ZE MNĄ?! MOŻESZ BYĆ JEDNOROŻCEM!
Łup, łup, łup.
Jules przerwała krojenie kurczaka i wychyliła się zza framugi, aby zobaczyć, dlaczego nie usłyszała ani jednego ostrzeżenia Luke'a o skakaniu po meblach i z nich na podłogę. Zmarszczyła brwi, przyglądając się temu jak jej mąż stał na środku pokoju, wpatrując się niewidzącym wzrokiem przed siebie i ani trochę nie reagując na działania ich córeczki. Willow próbowała coraz bardziej zwrócić jego uwagę na siebie. Pragnęła jej.
— Luke? — zapytała Jules, ale nie usłyszała odpowiedzi.
— TATO! TATO! TAAAAAATO!

CZYTASZ
Spektrum miłości [ZAKOŃCZONE]
RomanceNie każda chwila jest odpowiednim momentem dla danej relacji. Czasem trzeba poznać się na nowo po kilku latach. Jules i Luke spotykają się w Birmingham, jednak każde z nich z innym bagażem emocjonalnym. W zgiełku codziennego życia starają się odnal...