Rozdział 12 - Pojawienie się nowego zła wcielonego

29 6 7
                                    

Półtora tygodnia po sytuacji z klubu spadł obfity śnieg, rozpoczynając tym samym z przytupem grudzień, który zapowiadano na mroźny i biały miesiąc. Cały teren uczelni był pokryty grubą warstwą puchu, który na chodnikach zmieniał się już powoli w ślizgawkę, na której często jakiś student tracił równowagę i ledwo po wszystkim uchodził z życiem.

Jules schowała dłonie jeszcze głębiej do kieszeni grubej kurtki, a twarz próbowała jak najbardziej skryć za wysoko postawionym kołnierzem i szalikiem. Dreptała w miejscu, próbując się rozgrzać, ale nic jej nie pomagało.

— Gdzie on jest? — wyszeptała, rozglądając się dookoła.

Mieli się spotkać na pięć minut na środku placu pomiędzy Wydziałem Matematyki a Wydziałem Fizyki i Astronomii, aby mogła od niego pożyczyć ładowarkę do telefonu, który za niedługo miał jej się rozładować, a do czego nie mogła dopuścić. Musiała mieć go w pełnej gotowości przed kolokwium z prowadzącym, u którego wiedziała, że zawsze da się coś ściągnąć z internetu.

Zadrżała, gdy kolejny mocny podmuch wiatru uderzył w jej ciało. Była chyba ostatnią osobą, która stała w miejscu, zamiast biegiem dostać się do środka ogrzanego budynku, ale nie mogła już nic zmienić. Umówiła się z nim tutaj, a ryzykowanie z używaniem telefonu, nawet na krótką chwilę, nie wchodziło w grę.

— Jestem! — Usłyszała za sobą, na co odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do Luke'a, który z torby przewieszonej przez ramię wyciągnął ładowarkę.

— Dziękuję!

Odebrała ją od niego i schowała szybko w torebce, by znowu włożyć gołe dłonie do kieszeni.

— Nie masz rękawiczek? — zapytał. — Przecież wiesz, jaką pogodę zapowiadali!

— Zrobiła mi się w nich dziura od za długich paznokci — wymamrotała. — Muszę kupić nowe.

Wpatrywał się w Jules, nie rozumiejąc, jak mogła dopuścić do czegoś takiego. Sam miał w mieszkaniu zawsze zapasową jedną parę — gdyby obecna się zepsuła oraz drugą — gdyby któreś zgubił. Pokręcił głową, walcząc sam ze sobą, ale po chwili podjął decyzję, że to zrobi. Zdjął z rąk czarne rękawiczki i podał je Jules bez narzekania.

Uniosła brwi zaskoczona czynem Luke'a i wyszeptała kolejne podziękowania, przeklinając przy tym, że teraz jemu będzie zimno. Ale nie dyskutowała, ani nie oddawała, tylko w pośpiechu ubrała je, nie przejmując się tym, że były za duże.

— Miałam się ciebie zapytać wczoraj — zaczęła — ale zapomniałam. Pójdziesz ze mną na wesele znajomej? Jest w sobotę na koniec stycz...

— W porządku — przerwał jej, zdumiewając samego siebie słowami, które padły z jego ust.

— Nie chcesz, abym podała ci pierw datę?

— Jeśli i tak bym przesunął plany, jakie mam w ten dzień, to nie widzę takiej potrzeby. Napisz mi potem SMS-a, abym zapisał w kalendarzu odpowiednią datę.

— Ale...

Przełknęła ciężko ślinę, walcząc ze swoimi myślami. Wiedziała, że to pytanie było niegrzeczne, jednak musiała się upewnić, że Luke faktycznie w pełni chciał to zrobić, a nie był wypełniony chwilową odwagą, która mogła go zgubić przy pierwszej lepszej okazji lub wraz ze zbliżającym się terminem imprezy.

— Jesteś pewien, że dasz radę to zrobić? Nawet ja nie znam dużo gości, a ma ich być mnóstwo. Będzie też muzyka, kolorowe oświetlenie na parkiecie...

Spektrum miłości [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz