Rozdział 11 - Emocje i rozmowy sam na sam

27 6 2
                                    

Pokusiło go. Przyznał to sam przed sobą. Po skończonym seansie w kinie nie mógł się powstrzymać. Ciągle miał w głowie wyłącznie jedno powtarzające się w kółko zdanie, przejmujące nad nim z każdą sekundą coraz większą kontrolę. Jakby zostało rzucone na niego zaklęcie lub nad umysłem panował ktoś inny niż on.

ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO, ZRÓB TO!

Pierwsza chwila była najprostsza. Wyciągnięcie telefonu i otworzenie aplikacji z kontaktami. Znalazł numer Jules i już miał go wybrać, ale wtedy zwątpił w swoje działania. Chciał do niej zadzwonić, ale wypełniały go wątpliwości. Co jeśli ona nie zamierzała z nim rozmawiać? Nie odbierze? Albo będzie zirytowana jego zachowaniem? Była też już późniejsza godzina, więc co jeśli spała? Niby najczęściej szła do łóżka bliżej północy, ale jeśli tego dnia miało być inaczej? Obawy uwalniały go od zbytniej pewności siebie. Wytrącały z poprzedniego stanu.

Wziął głęboki wdech, próbując pozbyć się wszystkich przeszkadzających mu myśli. Zadzwonił, już nie zastanawiając się nad tym ani sekundy dłużej. Z każdym wybrzmieniem melodii łączenia, jego ciało dygotało coraz bardziej. Stresował się. Dreptał nerwowo pod budynkiem kina, a jedyne, co przypominało mu o opanowaniu, były zimne podmuchy wiatru. Nie mógł stracić kontroli nad sobą i swoim zachowaniem. Nie w takiej chwili jak ta. Nie po tym, co jako ostatnie z ich spotkania pamiętała Jules.

Nagle usłyszał dziwny hałas. Na początku sądził, że zniszczył mu się telefon, co wcale by go nie zdziwiło po ilościach upadku sprzętu, ale zaczął słyszeć pierwsze słowa, a potem pojedyncze zdania.

— Halooo?! — krzyczał na niego głos, który ani trochę nie kojarzył mu się z Jules. — Słyszysz mnie?! Cholerny klub! I cholerna muzyka!

— Jules? — zapytał, marszcząc czoło i drapiąc się po głowie.

— Carolina!

Tego się nie spodziewał; że telefon zostanie odebrany przez kogoś mu całkowicie nieznajomego i na dodatek w klubie. Skrzywił się, słysząc kolejne krzyki i muzykę tak typową dla takich miejsc, w jakim była jakaś Carolina. Nienawidził takich ostrych i głośnych dźwięków, wbijających mu się w mózg. Zawsze ich unikał, uciekał i krył się przed nimi. Zasłaniał uszy, krzywił się, garbił, wyłączał źródło, ale teraz nie mógł tego zrobić. Musiał pokonać przeszkody i się z nimi zmierzyć. Za bardzo mu zależało.

— Luke, no nie? — zapytała. — Tak ma cię zapisanego! Chodź do klubu Snobs i sobie pogadacie!

— Ale... — zaczął, ale mu urwano.

— Nie ma żadnego ale! Kupię ci za pół godziny piwo, a Jules też już jest wstawiona, więc będzie wam dobrze!

— Ja...

— Boże, co z wami chłopami jest nie tak? — westchnęła. — Nie cykaj się, będę cię bronić jak matka bąbelka, a Jules ci wybaczy, jak zobaczy twoją twarz, tylko przyjdź! Dobra, idzie. Kończę. Pa!

Rozłączyła się. Chłopak westchnął. Chciał porozmawiać z Jules i wyjaśnić kilka spraw. Nie miał odwagi na to, aby wyznać jej to, co odczuwał wobec niej, ale pragnął, żeby ta przerwa się skończyła. Marzył o ich ponownych rozmowach, spacerach, wyjściach na kawę... Pragnął zobaczyć jej spojrzenie, kiedy czymś się ekscytował, a ona ani trochę tego nie rozumiała, ale próbowała nadążać i w drugą stronę, kiedy to ona gorączkowała się nad jakimś tematem, a on walczył z połączeniem informacji. Czuł się wtedy, jakby świat był nieograniczony, a wiedza z informatyki i matematyki czymś małym w porównaniu ze wszystkim, co mógł poznać. A Jules była w całym tym zamęcie jego światełkiem do zrozumienia nowych rzeczy; poszerzenia horyzontów.

Spektrum miłości [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz