Pierwszym krokiem, jaki musiałam zrobić przed wyjazdem do Barcelony, była rozmowa z moją przyjaciółką i Dante. Musiałam jakoś im powiedzieć, że nie mam pojęcia kiedy znów się spotkamy, ponieważ nie będę miała w Madrycie już żadnej rodziny, do której mogłabym przyjechać. Miałam nadzieję, że zniosą tą wiadomość w miarę łagodnie i nie będą próbowali mnie zatrzymać. Taki obrót spraw załamałby mnie jeszcze bardziej.
Mimo, że Barcelona to miejsce, do którego nie marzyło mim się pojechać, to czułam w końcu ulgę. Może w końcu odetchnę, a mój organizm wróci na właściwe tory. Wiedziałam, że z przeprowadzką będzie dużo kłopotów, więc póki co zastanawiałam się, jak to wszystko zorganizować, żeby stworzyć ich jak najmniej. Nie potrzebowałam kolejnych zmartwień. Jednak los chyba mnie nie zrozumiał, bo w tym samym momencie usłyszałam dzwonek telefonu i ciche wibracje, które wydobywały się spod mojej poduszki. Podeszłam do niej i wyciągnełam stamtąd telefon.
Dante.
Cholera.
Kliknęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. Serce waliło mi jak szalone i w sumie nie wiedziałam, czym było to spowodowane.
- Halo? - Powiedziałam zaraz po odebraniu połączenia.
- Cześć, Adi - odpowiedział chłopak, a ja słyszałam po jego głosie, że prawdopodobnie przed chwilą wstał. Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę o tym, że już jutro będę oddalona od niego o pięćset kilometrów.
- No hejka. Co tam? - Zapytałam głosem najdelikatniejszym, jaki tylko mogłam z siebie wydobyć.
- Jak się dziś czujesz? - Normalnie pewnie odpowiedziałabym mu, że jest chujowo i nie mam ochoty o tym rozmawiać, ale w tamtym momencie sama nie wiedziałam, czy aby napewno wszystko było aż tak chujowe.
- Myślę, że jest w porządku. - Ostatecznie zdecydowałam się mu o tym powiedzieć, bo wewnętrznie czułam się serio o niebo lepiej. Choć zewnętrznie wciąż wyglądałam jakby coś mnie przejechało. Coś ciężkiego. Możliwe, że jakiś traktor, albo ciężarówka.
- Naprawdę? Czy mówisz tak tylko, żebym się odczepił, bo nie chcesz o tym gadać?
- Tak, Dante, mówię całkiem poważnie. - To był ten moment. Tylko teraz, czy mówić mu o tym przez telefon, czy prosić o spotkanie. - Musimy pogadać. Pilnie. Wybierz, czy chcesz o tym usłyszeć przez telefon, czy się spotkać, bo nie umiem sama zdecydować. - Zabrzmiało to tak, jakbym mu chciała powiedzieć, że umieram, a nie, że się przeprowadzam. Poczułam, że napięcie rosło. I wcale się nie dziwie. Jakby do mnie ktoś zadzwonił i powiedział mi coś takiego, to chyba bym zawału dostała.
- Dziś nie dam rady się spotkać. Jadę z rodzicami do dziadków na weekend. Wrócę dopiero w poniedziałek rano. - No to, kurwa, sobie nie porozmawiamy. I nie zobaczymy się. - Możesz mówić przez telefon, chyba, że to coś poważnego, to możemy się spotkać w poniedziałek - dodał po chwili, a w moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam wyjeżdżać bez pożegnania. Ale może tak byłoby najłatwiej. Mniej boleśnie.
- Kurwa. Powiem ci przez telefon, bo w poniedziałek mnie też nie będzie, a to dość pilne. - Nie tylko w poniedziałek cię nie będzie, Adeline. Naucz się składać poprawne zdania.
- W takim razie słucham. Tylko się nie stresuj. Wszystko będzie dobrze - powiedział, tak jakby wyczuł, że stres wyjada wszystkie moje narządy.
- Tak w sumie to nie tylko w poniedziałek mnie nie będzie w Madrycie. Nie będzie mnie i jutro i pojutrze i prawdopodobnie nigdy więcej. Przeprowadzam się. Do Barcelony. - Starałam się przekazać mu tą informację w najbardziej bezpośredni sposób, żeby mieć to już za sobą i nie owijać niepotrzebnie w bawełnę. Chłopak chyba zerwał się na nogi, bo usłyszałam jakiś szum w słuchawce.
CZYTASZ
Mi Sol y Mi Luna [Football fanfiction]
FanfictionPoznali się przypadkiem, ale żadne z nich nie wierzy w przypadki. Hector Fort fanfiction