Dodatek

1.2K 69 55
                                    

hejo misie,

taka mala niespodzianka, mam nadzieje, ze sie wam spodoba

wybaczcie za tego tikoka, lubie troche dramaturgii w ksiazkach

jestescie niezastapieni

kocham

***

Sześć lat później:

On nie żyje. Zmarł dzisiaj rano. Ale przecież to niemożliwe. Jeszcze wczoraj wyglądał jakby dopiero rozkwitało w nim prawdziwe życie. Nie dawał żadnych złych sygnałów, które mogłyby mnie zaniepokoić. Przecież spędziliśmy razem mnóstwo czasu, zauwazyłabym gdyby coś złego się z nim działo, prawda?

Wczoraj wieczorem wdałam się z nim w bardzo długą konwersację. Zawsze lubiłam siadać obok niego z kubkiem ciepłej herbaty owocowej i opowiadać mu najróżniejsze historie. Rozumiał mój punkt widzenia jak nikt inny na tej planecie i za to byłam mu wdzięczna. A dziś? Cóż, więcej już nie porozmawiam z nim na żaden temat. Z moich policzków lały się łzy, a głowa okropnie pulsowała.

Otarłam łzy, pociągając przy tym parę razy nosem i podniosłam doniczkę z martwym storczykiem. Finn był ze mną od sześciu miesięcy i codziennie wysłuchiwał moich zażaleń. Wspierał mnie jak nikt inny i to najbardziej w nim ceniłam. Choć nie umiał mówić, to wciąż był jednym z ważniejszych członków rodziny.

Po chwili do salonu wbiegły radosne cztery łapki, machając przy tym ogonem. Rue to golden retriever, o jasnej sierści. Była niesamowicie radosna i wręcz uwielbiała wszystkich ludzi wokół. Gdy tylko dostrzegła moją minę, jej ogon się zatrzymał i od razu do mnie podbiegła zerkając na mnie z dołu. Kucnęłam przy niej i wolną ręką zaczęłam drapać ją za uchem. Moje policzki wciąż były mokre od łez, co nie umknęło jej uwadze, bo nagle uniosła swoją głowę i zlizała z mojego policzka nadchodzącą łzę. Zaśmiałam się, a jej ogon znowu się uniósł. Chyba uznała, że już jestem szczęśliwa, bo po chwili tak po prostu odbiegła ode mnie i wskoczyła na granatową sofę i się tam położyła. Powiodłam za nią wzrokiem, pokręciłam głową i wstałam na równe nogi. Ruszyłam do kuchni z doniczką z Finnem w ręce. Zatrzymałam się w progu do pomieszczenia, kiedy dostrzegłam tam dobrze znaną mi postać o czarnych, kręconych włosach. Stał do mnie tyłem, usilnie próbując coś zeskrobać z patelni. Wydawał przy tym głośne westchnienia, więc uśmiechnęłam się szeroko, kręcąc przy tym głową.

- Adeline, słyszę cię - powiedział nagle i odwrócił się w moim kierunku, krzyżując tym samym nasze spojrzenia. Przeskanował moją twarz, a jego wzrok padł na Finna w mojej dłoni. Odepchnęłam się od futryny i ruszyłam do zlewu. Hector cały czas śledził każdy mój ruch. Schyliłam się, żeby otworzyć szafkę pod zlewem, w której znajdował się kosz na śmieci. Gdy już to zrobiłam, wrzuciłam tam mojego najlepszego przyjaciela, czując jak w moich oczach znowu zbierają się łzy.

- To było najlepsze pół roku mojego życia, Finn - powiedziałam cicho, szlochając. - Spotkamy się tam na górze - dodałam, zamykając szafkę. Gdy to zrobiłam dotarło do mnie, że jego już nie ma i ponownie się rozpłakałam. Złapałam swoją głowę z dwóch stron i spojrzałam na Hectora, który stał po mojej lewej stronie.

- Umarł? - zapytał tak po prostu.

- Nie, kurwa, chciał zwiedzić śmietnik, więc go tam wrzuciłam - odpowiedziałam ze łzami w oczach. Chłopak wywrócił oczami i odstawił patelnię z naleśnikiem w bezpieczne miejsce. Potem tak po prostu wyciągnął ręce w moim kierunku i przyciągnął do siebie, a ja żałośnie wpadłam w jego objęcia.

- Tyle lat, a ty dalej taka sama - mruknął, a ja zapomniałam już o wszystkich moich dotychczasowych smutkach.

- Tyle lat, a ty dalej nie umiesz nawet usmarzyć naleśnika - odpyskowałam, układając ręce z dwóch stron jego torsu. Odbiłam się od niego i spojrzałam w jego oczy. Niestety przez sześć lat nie urosłam nawet o jeden centymetr, więc wciąż musiałam zadzierać głowę wysoko do nieba, żeby spojrzeć w jego oczy. Na jego twarzy błąkał się teraz delikatny uśmiech. Tak samo jak na mojej.

Mi Sol y Mi Luna [Football fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz