Rozdział 11

78 9 0
                                    

Nigdy nie przypuszczała, że będzie się nudzić podczas czytania, ale niestety słowa na stronie przed nią nie były w stanie skupić jej uwagi. Po raz setny, odkąd Stworek podrzucił herbatę do biblioteki na Grimmauld Place, Hermiona wpatrywała się w małe okienko, które wychodziło na chodnik przed kamienicą. Wielkie pęknięcie w schodach przed drzwiami frontowymi jeszcze się nie pojawiło - wciąż nienaruszone przez korzenie ulicznych drzew - ale mugole i tak się spieszyli, zupełnie nieświadomi dodatkowego adresu ukrytego pod zaklęciem fideliusa.
Zapomniawszy o leżącej na kolanach książce, Hermiona pozwoliła swojemu umysłowi błądzić, desperacko próbując wymyślić, jak poradzi sobie z horkruksami. Kiedy pracowała z Harrym i Ronem, wydawało się to niemożliwym zadaniem, ale kiedy została przeniesiona w przeszłość, pomyślała, że może mieć szansę. W końcu Voldemort był całkowicie jej nieświadomy i pewny, że jego horkruksy są nieznane i ukryte. Ale w miarę upływu dni, bez wyraźniejszych wskazówek, jak zniszczyć jedyny horkruks, który był w ich posiadaniu, uczucie bezradności znów zaczęło się wkradać.

Zaczęła myśleć, że być może pomysł z  bazyliszkiem nie jest taki straszny. Czy naprawdę tak trudno byłoby przemycić koguta do Hogwartu?

Potrząsając głową, Hermiona przypomniała sobie, że wciąż nie zna mowy węży, więc prawdopodobnie nie będzie w stanie nawet dostać się do Komnaty Tajemnic, co wyjaśniła Regulusowi wcześniej w tym tygodniu.

Odwracając głowę od okna, pozwoliła, by jej wzrok spoczęły na postaci swojego towarzysza badań. Przychodziła na Grimmauld Place już od tygodnia - Kasjopeja pozwalała jej na godzinę każdego dnia, podczas gdy ona piła herbatę ze swoją przyjaciółką Anną Rowle - aby zbadać dość imponującą kolekcję książek, które rodzina Blacków miała do zaoferowania. Regulus był trochę zdystansowany, odkąd poszli razem na bal, ale w miarę upływu dni i godzin widziała, jak napięcie w nim również wzrasta.

Dziś siedział na swoim zwykłym miejscu przy kominku, ale wyglądał inaczej niż zwykle. Jedną nogę miał przerzuconą przez poręcz fotela, na co Walburga z pewnością by na niego nakrzyczała, a ręką podpierał głowę i odgarniał z twarzy falowane włosy, podczas gdy druga trzymała książkę. Hermiona pomyślała, że wyglądał jak model z magazynu, jeśli miała być szczera.

Jego koszula, zwykle idealnie wyprasowana i wpuszczona, wyglądała na pomiętą, a nawet zostawił podwinięte rękawy. Jej wzrok zatrzymał się na atramentowej czerni mrocznego znaku na jego przedramieniu, a wąż zdawał się poruszać samoistnie. Przypominał jej brzydką prawdę o mężczyźnie, z którym zdecydowała się współpracować - fakt, że dobrowolnie dołączył do śmierciożerców. Oczywiście nie wydawał się mieć żadnych problemów z jej statusem krwi po tym, jak to wyjaśniła, ale zastanawiała się, czy jego dalsze zimne zachowanie może mieć coś wspólnego z utrzymującymi się uprzedzeniami. Próbowała wyrzucić to z głowy, ale to pozostało i ropiało, sprawiając, że czuła się przy nim niepewnie.

Nagle została wyrwana ze swojej oceny jego osoby. Regulus pozwolił sobie na przekleństwo, rzucając ze złością książkę na podłogę.

- Hej! - Hermiona natychmiast skarciła go, wstając ze swojego miejsca na szezlongu i użyła różdżki, by przywołać książkę. Rozumiała, że to było frustrujące, ale nie mogła znieść traktowania tych niezwykle bezcennych książek z niczym mniejszym niż szacunek, na jaki zasługiwały. - Czy wiesz, ile kopii tej książki pozostało w czarodziejskim świecie? - zapytała, trzymając ją delikatnie w dłoniach.

- Kogo to w ogóle obchodzi? To bezwartościowa książka - może dlatego tak wielu ludzi zniszczyło swoje egzemplarze. - odpowiedział Regulus, gniewnie krzyżując ręce na piersi.

Zirytowana Hermiona przewróciła oczami.

- To nie jest bezwartościowe. Słuchaj... wiem, że to frustrujące, ale... jeśli włożymy w to czas i wysiłek, wiem, że uda nam się to rozwiązać.

Zapomniany | RegmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz