Rozdział 13 Kostucha

75 11 23
                                    

Warto mieć śmierć za przyjaciela.

Odgłos zamykanych drzwi samochodu brzmiał tej nocy inaczej – był za membraną i coś go tłumiło. Sto tysięcy dolarów, które niosłam w czarnej torbie ciążyło, jakbym niosła w niej zdradzieckie srebrniki zamiast banknotów. No dobrze – była cięższa, bo pomiędzy pieniędzmi ukryłam mały prezent dla Timothy'ego. Nie przejmowałam się sprzętem, który tam spoczywał, nikt nie miał prawa mnie przeszukać, a gdyby do tego doszło, mogłabym odpowiedzieć siłą.

Stanęłam przed dwoma ochroniarzami, którzy pilnowali wejścia do przybytku Lisy. Oboje, na oko, mieli po dwa metry wzrostu i bary szersze niż drzwi prowadzące do wnętrza klubu. Obydwoje łysi i ubrani w czarne garnitury, stali na straży dress codu i bezpieczeństwa w The Bunny. W jednym z nich rozpoznałam znajomą twarz.

– No proszę, Pierce! Kupę lat! Jak to się stało, że nie służysz już bossom? – Niewinne pytanie sprawiło, że ochroniarz poczerwieniał na twarzy i było to widoczne nawet w nikłym świetle tandetnych latarni, które rozstawiono po obu stronach wejścia do lokalu. Różowa poświata, którą rzucał neon powyżej, potęgował efekt.

– Lubię stabilizację – wycedził Pierce i wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia.

Pierce Gormac kłamał jak z nut. Spieprzył kilka akcji i pozwolił ukatrupić paru ważnych ludzi Philipa Higgsa. Miał szczęście, że nie trafił na Listę, podobnie jak berlińczycy.

– Miłej nocy – rzucił od niechcenia, gdy otworzył przede mną drzwi.

Lokal Henderson był totalnym przeciwieństwem Tied. Klub Meyera mogłabym określić słowem półmrok. Panował tam ukryty ekshibicjonizm, przedzierający się przez warstwy koronek i cienia. Zdecydowanie panowała tam intymność i to na niej skupiał się Terrence. Stanowiła tło dla tajemnic szeptanych w kuluarach, ale tutaj...

The Bunny uderzyło tandetą w każdym możliwym tego słowa znaczeniu. Odetchnęłam głęboko i zmrużyłam powieki, gdy zalało mnie jasne światło laserów i neonów. Rządził tu róż i złoto w rokokowym wydaniu, tak więc kicz mieszał się z elegancją i ktoś mógłby przyznać, że wnętrze wyglądało stylowo, ale ja tak nie uważałam. O nie... Mnie zaczęło mdlić, a wśród koronek i falban brakowało tylko Marii Antoniny, która wypełzła z grobu. W moim wyobrażeniu stała z głową pod pachą na środku klubu i karmiła samą siebie lukrowanymi ciastkami.

– Vivienne Nightingale, witamy w The Bunny – zagadnęła mnie jedna z pracownic. Wzdrygnęłam się na widok jasnoszarej peruki rodem z filmów kostiumowych. Były w nią powplatane koraliki i błyskotki oraz królicze uszy – nieodłączny rekwizyt w lokalu Henderson. Jej twarz zdobił sztuczny pieprzyk, a ubrana była w ciasny gorset niemal odsłaniający biust. Poniżej było jeszcze gorzej. Podarte pończochy z aksamitnymi kokardkami oraz suknia z falbanami i trenem z niebotycznym wycięciem z przodu, które stanowiło oprawę dla kawałka materiału. Miał być prawdopodobnie majtkami, ale raczej ten skrawek nie zasługiwał na to miano.

Kobieta uśmiechnęła się sztucznie i podłożyła mi pod nos tacę pełną białego proszku.

– Milady Lisa życzy dobrej zabawy i zaprasza do prywatnej części lokalu.

– Dziękuję. – Odsunęłam tacę od siebie i z obrzydzeniem popatrzyłam na rozsypane na jej wierzchu narkotyki.

Obrzydlistwo.

Ze względu na obrażenia, które wciąż mi dokuczały funkcjonowałam na środkach przeciwbólowych i zamierzałam się dzisiaj dobrze bawić bez jakichkolwiek używek. I tak nie tknęłabym dragów, co najwyżej alkohol, ale jedynym moim prawdziwym uzależnieniem była i będzie adrenalina oraz zemsta.

Pieśń Nocy 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz