Rozdział 1 Wszystkiego najlepszego

168 27 44
                                    

Możesz korzyć się przed władcami, ale to ci niepokorni zyskują ich uwagę.


– Terry na mnie czeka. – rzuciłam oschle do młodej kobiety za dużym, masywnym biurkiem. Mary zignorowała mnie i dalej nerwowo przerzucała papiery rozrzucone na swoim blacie.

Nie lubiłam jej, zawsze robiła mi problemy i głównie przemawiała przez nią zazdrość o względy, jakimi obdarował mnie szef. Nie wiem, co jej się wydawało, ale moja profesja różniła się od obowiązków, które jej zlecano. Oprócz bycia sekretarką i przeszkodą w drodze do gabinetu Terrenca umilała mu czas między spotkaniami. Najczęściej na kolanach, płaszcząc się przed nim jak zwierzę, które próbowało uniknąć ataku węża. Skrzywiłam się, gdy mimowolnie zobaczyłam obraz podstarzałego Terry'ego z przyssaną do niego blondwłosą Mary.

Odchrząknęłam, by zwrócić na siebie jej uwagę.

Podziałało, bo łypnęła na mnie zza zsuniętych na koniuszek nosa okularów. Poprawiła je szybko, eksponując przy tym swój krwistoczerwony manicure i rozciągnęła pomalowane w tym samym kolorze co paznokcie usta w wąską linię.

– Czego chcesz o tej porze? – Przewróciła oczami w kolorze zgniłej trawy i wróciła do przeczesywania dokumentów – Gdzie to jest?! – syknęła pod nosem.

– Zapewne tam, gdzie twoja duma – przekrzywiłam głowę i uniosłam brwi, czekając na reakcję kobiety.

Mary sapnęła, oparła się oburącz o blat i wbiła we mnie swoje wściekłe spojrzenie.

– Pan Meyer cię nie przyjmie. Przyjdź jutro o tej samej porze. – wygięła usta w okrutnym uśmiechu.

Problem polegał na tym, że nie mogłam przyjść następnego dnia. Tę sprawę, musiałam załatwić tej nocy, a ona o tym wiedziała. Mogłabym zgasić jej życie jak płomień świecy, ale wtedy naraziłabym się na gniew szefa.

Nie potrzebowałam tego.

Musiałam tylko przejść przez drzwi czekające za plecami Mary. Prześlizgnęłam wzrokiem po zabudowanych masywnymi szafami ścianach. Pomieszczenie przytłaczało, panował tu półmrok, pomimo licznie zapalonych lamp. Dobrze wiedziałam, że nie tylko wygląda jak bunkier. Za meblami znajdowały się żelbetowe, zbrojone stalą ściany, specjalnie pogrubione, by chronić gabinet, którego Terry niemal nie opuszczał. Skupiłam się na masywnych drzwiach, które pod drewnianą boazerią kryły stalowy pancerz.

Opatrzność chyba mnie wysłuchała i wrota gabinetu rozwarły się z łoskotem. Z wnętrza wylało się kilku mężczyzn odzianych w czarne garnitury. Nie pamiętałam ich imion, byli niżej w hierarchii i zapewne nie dane im było długo pożyć. Terry rzucał takich na pierwszy ogień, traktował jak mięso armatnie. Kiwnęłam im na powitanie.

„A może, pożegnanie?"

– Ach! Jesteś, Vivienne! – Sylwetka Terry'ego zamajaczyła w przejściu. Jego twarz spowijał dym cygara, którego zapach natychmiast wypełnił całe pomieszczenie – Mary! – Na dźwięk swojego imienia sekretarka podskoczyła. Nie wiedziała, w co wbić spojrzenie, aż w końcu utkwiła je w podłodze i skuliła się jak zając – Czemu nie powiedziałaś, że czeka?

– Dopiero przyszłam – skłamałam, zyskując przy tym przysługę, za którą kobieta niewątpliwie będzie musiała mi się kiedyś odwdzięczyć.

– Chodź już – Mężczyzna uśmiechnął się i machnął ręką, zapraszając mnie do środka.

Szybko przemknęłam obok biurka, rzucając Mary wymowne spojrzenie i tuż za szefem weszłam do jego pieczary, jak zwykłam nazywać gabinet.

Pieśń Nocy 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz