Rozdział 21 Determinacja

43 9 9
                                    

styczeń 2011 roku.

– 66612! – Carmillo wydzierała się już na początku korytarza. Za każdym razem, gdy czegoś ode mnie chciała, robiła wszystko, by mój przemarsz wzdłuż cel, w których nas trzymano stał się marszem potępienia.

Zsunęłam się z niewygodnej pryczy i spojrzałam na puste posłanie naprzeciwko. Meghan jeszcze wczorajszego ranka się do mnie uśmiechała. Nie traktowała Glassville poważnie. Mówiła, że gdy tylko zda inicjację, czy cokolwiek co skończy naszą niedolę, ucieknie na drugi koniec świata. Nie podzielałam jej entuzjazmu – nie widziałam nadziei, była tylko brutalna prawda i kolejne niewykonalne zadania, w wir których, nas wrzucano.

Meghan miała pewną przypadłość – emanowała optymizmem i to ją zgubiło, bo Rosalia Carmillo niczego nie pragnęła bardziej niż naszego upodlenia. Moja współtowarzyszka celi została rzucona na ring z największym chłopem, jakiego znaleźli w męskiej części tego padołu łez. Obalił ją, przygniótł cielskiem, łamiąc przy tym kręgosłup, a później udusił. Przed obiadem to, co zostało z Meghan ciągnięto do spalarni, gdzie pozbywano się zwłok. Słodkawy i duszący, ohydny zapach palonego ludzkiego ciała czułam do teraz.

– 66612! – głos Rosalii usłyszałam już bardzo blisko więc stanęłam na baczność tak, jak nam kazano za każdym razem, gdy wzywał nas „opiekun".

Krzyk – szarpanina – upokorzenie, trzy hasła, które przylgnęły do mnie jak zbroja. Czułam się obok – nieobecna duszą, nieobecna umysłem, byłam tylko machinalnie wykonująca ruchy lalką. To był mój sposób na przetrwanie.

Spuściłam wzrok i wbiłam go w próg – tam, gdzie kiedyś były drzwi do pomieszczenia. Żadna cela ich nie posiadała – zostały jedynie kikuty po zawiasach, na których od czasu do czasu wieszała się ta, która nie wytrzymała presji i sprowadzenia jednostki do roli zwierzyny. Byłyśmy jak trzoda, niewinne owce, którym zdarto skórę, a mięśnie uformowano na wzór drapieżcy. Oczywiście nie wszystkie. Były też takie, które czerpały garściami z dobrodziejstw, jakie zapewniły im przestępcze rodziny w Glassville. One nie narzekały na brak jedzenia, wody, produktów pierwszej potrzeby, jak chociażby artykuły higieniczne. Ja nie potrzebowałam podpasek czy tamponów – już nie krwawiłam, nie mogłam, ale dziewczyny, które posiadały macicę i comiesięczne bóle musiały radzić sobie na wręcz sposoby rodem z obozów koncentracyjnych. Skrawki materiałów, podbieranie leków o ile któraś z elit podzieliła się swoim przydziałem. Szczęśliwe były te, którym miesiączka zanikła przez niedożywienie, czy inne schorzenia. Uciekłam myślami od tych dramatów i znów skupiłam się na podłodze.

W punkcie, w który się wpatrywałam pojawiły się czarne czółenka, na wysokim słupku.

– Wyprostuj się! – szorstki ton, jakim wypowiedziała te słowa Carmillo, nie był zaskoczeniem. Nie wiem czy można było stanąć prosto jeszcze bardziej, ale ściągnęłam łopatki, by miała złudne przeczucie, że ma nade mną władzę.

„Pozory Vivienne, one tworzą bezpieczeństwo". Tak mówił Timothy. Był mi jak starszy brat, prowadził mnie i chronił. Odwracał wzrok, gdy mnie chłostano lub poddawano karom. Pomagał się wylizać z ran, ale na forum... Oficjalnie nic nas nie łączyło, byliśmy dla siebie nikim i tak było lepiej. Wszelkie więzi byłyby wykorzystane przeciwko nam.

– Mam cię zaprowadzić przed Komisję.

Uniosłam nieco spojrzenie wzdłuż spodni wyprasowanych na kant w kolorze zgniłej zieleni, poprzez koszulę w czarnym kolorze i zatrzymałam go na twarzy Rosalii. Pociągłą, szczupłą twarz przecinała szama wzdłuż lewego policzka. Brak oka opiekunka rekompensowała sobie finezyjnymi protezami, tym razem było śnieżnobiałe z poprzyczepianymi do powierzchni, połyskującymi drobinkami. Drugie, ciemne oko wpatrywało się we mnie wściekle. Skupiłam się na czarnych lokach, które miała zapięty w luźny kok. Carmillo nie była ubrana bojowo, a to oznaczało, że nie czeka mnie sparring, a obślizgłe zadanie, w którym będę musiała zapomnieć o tym, że jestem człowiekiem.

Pieśń Nocy 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz