Nie zwlekałam. Wola przeżycia wzmagała adrenalinę i przyśpieszała moje ruchy. Odwróceni do siebie plecami, przebraliśmy się w magicznie wysuszone stroje podróżne. Skóra moich ud, tym razem nijak nie zareagowała na dotyk materiału, który wcześniej doprowadził ją do tak opłakanego stanu. Zgarnęłam z łóżka maść, której mogłam jeszcze potrzebować i schowałam ją na powrót do jednej z toreb. Nie mieliśmy czasu do stracenia. I podobnie jak Caleb, po chwili stałam obok wąskiego okna, dzierżąc w dłoni bagaże. Zmęczenie, które odczuwałam poszło w kąt, gdzie czaiło się, by uderzyć we mnie z siłą yelpena, gdy już będzie bezpieczniej.
- Poniżej okna, znajduje się gzyms i dach zakończony rynną. Według mnie jeśli uda nam się dotrzeć do miejsca, w którym rynna opada w dół, będziemy mogli zejść na dół po jej mocowaniach.
Zerknęłam przez okno i dalej w dół, gdzie grunt jakby oddalił się napędzany moimi obawami. Przełknęłam głośno ślinę.
- Nie ma innej drogi?
Caleb pokręcił głową.
- To nasza jedyna opcja. Okna w łazienkach są jeszcze mniejsze od tego. Nawet Ty nie byłabyś w stanie się przecisnąć. Nie wspominając o mnie. Wyjdę pierwszy, zbadam teren i pomogę Ci, gdyby coś było nie tak. - obiecał.
Nie uspokoił mnie tym jakoś szczególnie, ale i tak potrafiłam docenić, że narażał się jako pierwszy.
- Dobrze. Idź, a ja podam Ci bagaże, gdy będziesz już bezpiecznie stał na dachu.
Spojrzał na mnie jeszcze raz, z tą swoją pozbawioną emocji miną.
- Nic co teraz robimy, nie jest bezpieczne Estelar, ale jeśli będziemy ostrożni, nadal możemy wyjść z tego cało. Gdyby... - zawahał się. - Gdyby sytuacja tego wymagała, zostaw mnie i uciekaj.
Nie spodziewałam się po nim takiej deklaracji. W jego głosie brzmiała pewność i spokój. Mówił poważnie.
- Dlaczego miałabym to zrobić?
- Bo nie warto za mnie ginąć.
Moje oczy rozszerzyły się z zaskoczenia.
- Dlaczego tak mówisz? Gdyby Cię złapali, tak czy inaczej zginąłbyś za mnie. Mogłeś zostać w Mieście, a jednak wyruszyłeś ze mną. Może nie jesteś najmilszym człowiekiem na tej planecie, ale nie mogłabym Cię zostawić. Albo idziemy razem, albo wcale. - powiedziałam z mocą.
Caleb wydawał się zdziwiony moją deklaracją, ale zaraz przykrył to cynizmem.
- Mimo, że mi nie ufasz? - znów do tego wracał.
- To, że jestem ostrożna w stosunku do Ciebie, nie oznacza, że chcę Twojej krzywdy. Mogę być nie ufna, a nadal troszczyć się o Ciebie, tak jak Ty o mnie. Los z niewyjaśnionych przyczyn, złączył nasze ścieżki i dopóki sam ich nie rozdzieli, ja nie przyłożę do tego ręki. A teraz wyłaź, bo przez nasze pogaduszki, dajemy tylko zabójcy więcej czasu by nas znaleźć.
Twarz Caleba, wyrażała mieszaninę emocji, których nie byłam w stanie nazwać, ale jego wzrok złagodniał, gdy odpowiedział.
- Może jednak tego wieczora nikt nie zginie. - i już wysunął się przez drewnianą ramę.
Do środka powróciła jego wyciągnięta dłoń, która chwycił najpierw jedną torbę, potem drugą, trzecią i czwartą, a na końcu pomógł wyjść i mnie. Po chwili obydwoje staliśmy na pokrytym czarną dachówką dachu. Spad pod naszymi nogami, nie był duży, ale wystarczający, by przy chwili nieuwagi, spaść na łeb na szyję. Przed nami rozciągało się miasteczko. Dzięki magicznym latarniom, łuna ciepłego światła unosiła się nad nim, oświetlając zadbane domy mieszkających tu ludzi. Na ulicach było czysto i choć noc wyciszyła dźwięki wszelkiego życia, mogłam sobie z łatwością wyobrazić biegające po ulicach dzieci. Kobiety robiące zakupy na targu i dzielące się najnowszymi plotkami. Ciekawe, czy ludziom żyło się tu dobrze? Ciekawe, czy odnaleźli tu spokój, którego nam nie dane było zaznać?
CZYTASZ
Estelar
FantastikNastoletnia dziewczyna, próbuje odnaleźć się w świecie, w którym nikomu na niej nie zależy. W świecie, w którym otrzymała łatkę "córki zdrajców". Co wydarzy się, gdy spróbuje uciec i zacząć żyć życiem, o jakim zawsze marzyła?