Rozdział 6

11 1 0
                                    

Pomimo groźby mojego ojca, spotkania z Hermioną stały się dla mnie jeszcze bardziej istotne. Każde nasze spotkanie w Komnacie Tajemnic nabierało coraz bardziej osobistego charakteru. Wspólna praca i rozmowy przekształcały się w coś głębszego, coś, co oboje staraliśmy się zrozumieć.

Pewnego wieczoru, siedzieliśmy na zimnym kamieniu, otoczeni starożytnymi kolumnami Komnaty. Hermiona miała w rękach książkę, ale jej uwaga była skierowana na mnie. Czułem, że coś się zmienia, że między nami rodzi się coś, co wykracza poza zwykłą współpracę.

„Draco,” – zaczęła, odkładając książkę. „Wiem, że ryzykujemy, spotykając się tutaj. Ale nie mogę przestać myśleć, że to, co robimy, jest ważne. Nie tylko dla ciebie, ale także dla mnie.”

Spojrzałem na nią, próbując zrozumieć, co dokładnie chce powiedzieć. „Co masz na myśli?”

Hermiona wzięła głęboki oddech. „Przez te wszystkie lata widziałam w tobie tylko przeciwnika. Kogoś, kto jest przeciwko wszystkiemu, co reprezentuję. Ale teraz widzę w tobie coś więcej. Widzę kogoś, kto walczy z samym sobą, kto pragnie zmiany. I... czuję, że między nami jest coś, czego nie mogę ignorować.”

Jej słowa uderzyły mnie mocno. Przez chwilę siedziałem w milczeniu, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszałem. Czyżby Hermiona czuła to samo, co ja? Czy to możliwe, że między nami rzeczywiście rodzi się coś więcej?

„Hermiono,” – zacząłem powoli. „Ja też czuję, że między nami coś jest. Coś, co nie jest tylko przyjaźnią czy współpracą. Nie wiem, co to dokładnie jest, ale wiem, że jest to dla mnie ważne.”

Spojrzała na mnie, jej oczy były pełne emocji, które nigdy wcześniej nie widziałem. Były pełne nadziei, ale także lęku. Zbliżyłem się do niej, czując, że muszę zrobić pierwszy krok, że muszę pokazać jej, że to, co czuję, jest prawdziwe.

„Draco,” – szepnęła, kiedy nasze twarze były tylko kilka centymetrów od siebie. „Czy my...”

Nie dokończyła, ale nie musiała. Zbliżyłem się jeszcze bardziej, aż nasze usta się zetknęły. Był to delikatny, nieśmiały pocałunek, pełen wątpliwości i nadziei. Czułem, jak jej dłonie delikatnie dotykają mojej twarzy, a moje serce biło szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.

To było coś więcej niż tylko fizyczne zbliżenie. Było to połączenie dwóch dusz, które przez tyle lat stały po przeciwnych stronach barykady. Teraz, w tej chwili, byliśmy tylko my. Dwoje ludzi, którzy znaleźli w sobie coś, czego wcześniej nie dostrzegali.

Po chwili odsunęliśmy się od siebie, patrząc sobie w oczy. Hermiona uśmiechnęła się lekko, a ja poczułem, jak cały świat nabiera nowych barw. Wiedziałem, że to, co mamy, jest kruche, ale także piękne.

„Musimy być ostrożni,” – powiedziała, jej głos drżał lekko. „Nie możemy pozwolić, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział.”

„Wiem,” – odpowiedziałem, ściskając jej dłoń. „Ale cokolwiek się stanie, nie żałuję ani jednej chwili z tobą.”

Od tamtej pory nasze spotkania nabrały nowego wymiaru. Byliśmy nie tylko współpracownikami, ale także parą, która musiała ukrywać swoje uczucia przed światem. Każde spojrzenie, każdy dotyk miał teraz głębsze znaczenie. Ryzyko było ogromne, ale wiedzieliśmy, że to, co mamy, jest tego warte.

Ognisty zew: zderzenie światów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz