rozdział 47

3 1 0
                                    

Hermiona z każdym dniem odzyskiwała siły. Jej twarz, choć wciąż blada, zaczynała nabierać dawnego wyrazu, a ja czułem, jak wielki ciężar spada mi z serca. W Norze było coś uzdrawiającego, coś, co powoli nas wszystkich przywracało do życia po tym, co przeszliśmy.

Molly – a właściwie pani Weasley, bo nie potrafiłem jeszcze myśleć o niej inaczej – była naprawdę miła. Jej troska o każdego z nas była niemal matczyna, ciepła i niewymuszona. Sprawiała, że dom, mimo naszych strat, znów stał się miejscem pełnym życia. Z każdym kolejnym dniem, gdy widziałem, jak opiekuje się Hermioną, jak przygotowuje dla nas posiłki, czy po prostu pyta, jak się czujemy, miałem wrażenie, że to ja jestem głupcem. Wiele razy śmiałem się z Weasleyów, ich skromnych warunków, ich ciepłej, choć prostej natury. Teraz jednak, siedząc przy ich stole, czułem, jakbym zyskał nową rodzinę.

Pan Artur, choć zawsze był cichy i raczej nie zwracał na mnie uwagi, teraz wydawał się być bardziej otwarty. Rozmawiał ze mną o różnych rzeczach, często zupełnie przyziemnych, ale w jego słowach czułem zrozumienie i akceptację, jakiej nie zaznałem w rodzinnym domu. Było to coś zupełnie innego niż chłód i dystans, do którego przywykłem wśród Malfoyów.

Czułem się jak człowiek, który przez lata żył w mroku i dopiero teraz zaczynał dostrzegać światło. To, co kiedyś uważałem za słabość – ich ciepło, serdeczność, lojalność wobec siebie nawzajem – teraz widziałem jako ogromną siłę. Każdego dnia, gdy widziałem, jak Weasleyowie funkcjonują jako rodzina, czułem coraz większy wstyd za swoje wcześniejsze zachowanie. Było mi głupio za wszystkie te razy, kiedy wyśmiewałem ich za to, że nie byli tak bogaci jak moja rodzina, za to, że cenili rzeczy, które uważałem za bezwartościowe.

Teraz, patrząc na Hermionę, która mimo słabości uśmiechała się, jakby odzyskała nadzieję, na Rona, który choć milczący, wyrażał swoje wsparcie poprzez drobne gesty, na Harry’ego, którego brak ciążył nam wszystkim, zdałem sobie sprawę, że to ja byłem słaby przez cały ten czas. Goniąc za władzą, statusem i uznaniem, przeoczyłem to, co naprawdę ważne.

I choć czułem się głupio za swoje wcześniejsze zachowanie, wiedziałem też, że to miejsce, ta rodzina, daje mi szansę na odkupienie. Może nigdy nie będę mógł naprawić wszystkiego, co zrobiłem, ale mogłem zacząć od tego, by być lepszym człowiekiem – kimś, na kogo Hermiona mogła liczyć, kimś, kogo mógłbym nazywać przyjacielem dla Rona i Ginny, kimś, kto nie tylko mówił o miłości, ale ją czuł i okazywał każdego dnia.

Ognisty zew: zderzenie światów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz