Rozdział 43

2 0 0
                                    

Zapadła cisza, która wydawała się wiecznością. Słuchaliśmy uważnie, ale nie było już żadnych dźwięków za ścianą. Ani głosu Hermiony, ani żadnych odgłosów wskazujących na to, co się z nią dzieje. Byłem sparaliżowany strachem, a w głowie miałem tylko jedno: muszę ją odnaleźć. Spojrzałem na Rona, a on na mnie. Widziałem w jego oczach przerażenie, które idealnie odzwierciedlało moje własne uczucia.

Nagle, regał, który wcześniej zastąpił drzwi, ponownie zniknął, odsłaniając przejście. Drzwi były teraz otwarte, ale za nimi nie było nikogo. Wymieniliśmy z Ronem spojrzenia, wiedząc, że musimy wyjść, niezależnie od tego, co nas czekało po drugiej stronie.

Powoli przeszliśmy przez drzwi, wchodząc do salonu mojego domu, Dworu Malfoyów. Miejsce, które znałem tak dobrze, teraz wydawało się obce, jakby otaczała je aura śmierci. Na podłodze leżeli Luna i Harry, ich ciała bezwładne, bez życia. Zatrzymałem się, czując, jak serce zamarza mi w piersi.

„Nie… to niemożliwe…” pomyślałem, ale rzeczywistość była nieubłagana. Pobiegliśmy do nich, Ron i ja, desperacko próbując ich obudzić, ale ich ciała były zimne, martwe. Nic nie mogliśmy zrobić.

Mój wzrok nagle przyciągnęła postać pod jedną ze ścian. Hermiona. Leżała tam, bez ruchu. Moje serce zamarło na chwilę, a potem ruszyłem do niej tak szybko, jak tylko mogłem. Kiedy dotarłem, przyklęknąłem obok niej, czułem, jak drżą mi ręce. Była zimna, ale żyła. Słyszałem jej cichy, płytki oddech. Uderzenie ulgi zmieszało się z przerażeniem – co jej się stało? Kto to zrobił?

Nagle do salonu wbiegła Ginny, wybiegając z innego pokoju. Zatrzymała się, widząc, co my widzieliśmy. Luna i Harry, martwi na podłodze, a Hermiona ledwo żywa. Jej twarz natychmiast zalśniła łzami, a z jej ust wyrwał się szloch pełen rozpaczy.

Ron i ja, starając się zachować spokój, próbowaliśmy powstrzymać łzy, ale było to niewiarygodnie trudne. Widok przyjaciół w takim stanie, świadomość, że Hermiona ledwo uniknęła śmierci, a Harry i Luna nie mieli tyle szczęścia... To wszystko było zbyt ciężkie do zniesienia.

Klęczałem obok Hermiony, trzymając ją delikatnie w ramionach. Była taka krucha, a ja czułem, że jeśli tylko ją puszczę, to stracę ją na zawsze. Ron trzymał Ginny, próbując ją pocieszyć, ale obaj byliśmy tak samo zrozpaczeni.

Świat, który znałem, rozpadł się na kawałki. I w tej chwili jedyne, co mogłem zrobić, to modlić się, żeby Hermiona przeżyła, bo bez niej... bez niej ten świat nie miał już żadnego sensu.

Ognisty zew: zderzenie światów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz