Rozdział 18

90 9 1
                                    

-Clary... Clary wstawaj. - ktoś mnie budził ze snu cudownego snu. Nie chciałam się budzić ale uporczywe trącanie mnie i wypowiadanie mojego imienia wyprowadziło mnie z równowagi z samego rana.
- Co się dzieje?
- Wstawaj, musisz iść do szkoły.
- Nigdzie nie idę.
- Clary nie denerwuj mnie i wstawaj do tej cholernej szkoły!
- Nie Jace, nigdzie nie idę. Źle się czuje.
- A co się dzieje?
- Nie wiem czymś się strułam.
- Pizza z ananasem...
- Czy masz coś do pizzy z ananasem?! - zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej i spojrzałam zła na nauczyciela. Nagle poczułam mdłości więc się zerwałam i pobiegłam szybko do najbliższej toalety.
- Clary? Chcesz iść do lekarza? Może zostać z tobą w domu? - nauczyciel stał w progu łazienki podczas gdy ja klęczałam obok muszli czekając na kolejną falę wymiotów.
- N-nie chyba mi przejdzie samo obędzie się bez lekarza, idź do pracy spokojnie dam sobie radę.
- Dobrze ale daj mi znać jak coś się będzie działo albo jak ci się pogorszy, dobrze?
- Tak idź już.
Leżałam w łóżku na skraju snu kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Westchnęłam ale zeszłam powoli z łóżka i poszłam otworzyć wcześniej wkładając szlafrok, który przyniósł mi Jace przed wyjściem do pracy.
- Hej słyszałam od Jace że źle się czujesz ponoć wymiotujesz więc kupiłam jakieś leki po drodze i przywiozłam ci je. - Izzy nie czekała aż ją zaproszę weszła do domu gdy tylko otworzyłam drzwi.
- Izzy miło cię widzieć. Nie musiałaś przyjeżdżać.
- Musiałam. Źle się czujesz, nie masz leków, a Jace jest w pracy. Wiem że źle się czujesz ale jak weźmiesz leki poczujesz się lepiej więc nie marudź. Jadłaś coś?
- Nie, wypiłam tylko ciepłą, gorzką herbate, którą rano zrobił mi Jace.
- No dobrze więc bierz koc i idź do salonu, połóż się na kanapie ja za chwilę do ciebie przyjde z lekami i lekkim śniadaniem oraz herbatą.
- Ale ja...
- Wiem co robię. Idź, a ja za chwilę do ciebie przyjde. - uśmiech dziewczyny był serdeczny ale ja nie miałam siły na uprzejmości. Poszłam posłusznie do salonu i położyłam się na kanapie przykrywając się kocem, który leżał poskładany na brzegu. Po chwili do pokoju weszła kobieta z tacą w rękach gdzie leżały leki, kubek z parującą herbatą oraz jogurt. Wcisnęłam w siebie jogurt i wzięłam leki. Włączyłyśmy z Izzy jakiś film w tle i rozmawiałyśmy o wszystkim. Od początku ją polubiłam i okazało się że ona mnie też. Gdy zbliżała się godzina obiadu dziewczyna zamówiła jakieś lekkie sałatki z ulubionej restauracji.
- Sałatka?
- Spokojnie dostaniesz taką, po której nic ci nie będzie naprawdę oni potrafią tam zrobić cuda. Czy między tobą a Jacem coś jest?
- Ależ skąd. Tylko z nim mieszkam przez niego szczerze mówiąc.
- Clary to mój kuzyn ale mi możesz powiedzieć. To widać naprawdę. Wiem, że jest dupkiem ale ma dobre serce ale jest też niebezpieczny.
- Słucham ? Jak to niebezpieczny?
- No...- zamieszanie dziewczyny mnie zaniepokoiło ale spojrzała mi w oczy i westchnęła z rezygnacją. - Clary on dla ciebie będzie wręcz jak anioł i obdaruje cię wszystkim jak tylko tego zechcesz ale ma też mroczniejsza wersję siebie, że tak powiem. Widzisz jak zajdzie taka potrzeba to weźmie broń i zabije bez mrugnięcia okiem.
- Słucham?
- Nie chce cię przestraszyć, poprostu uważaj co o kim do niego mówisz. Naprawdę on...
- Może wziąć broń, przystawić ją komuś do głowy i strzelić bez pytań czy zastanowienia. - przerwał jej męski głos. Obie podskoczyłyśmy po czym, obejrzałyśmy się za siebie skąd dobiegał głos. Na widok mężczyzny mnie się zrobiło słabo a Izzy zbladła. W drzwiach do salonu stał Jace oparty o framugę z rękami założonymi na piersi i miną bez wyrazu.
- Izzy ładnie to tak odgadywać? W dodatku rodzinę? Szefa? Kuzyna?
- Oj przestań Jace ona musiała ...
- Dowiedzieć się z kim mieszka? Owszem ale nie w taki sposób. - powiedział z grozą w głosie co mi się nie spodobało.
- Izzy? Czy ja mogę przenocować u ciebie kilka dni? - zapytałam wystraszona.
- Ależ oczywiście.
- Clary nie ma takiej potrzeby będziesz...
- Jestem pełnoletnia Jace i będę mieszkać gdzie chce. - wstałam i poszłam do pokoju spakować kilka rzeczy, a gdy mijałam mężczyzne patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Wyminęłam go i pobiegłam na górę. Gdy tylko się spakowałam do pokoju wszedł Jace.
- Nigdzie nie jedziesz.
- Jadę Jace muszę ... - nie dokończyłam bo mężczyzna wręcz rzucił się na mnie i zaczął całować. Odepchnęłam go mocno, chwyciłam torbę z rzeczami i wybiegłam z domu po drodze wołając Izzy. Obie wsiadłyśmy do jej samochodu i pojechałyśmy do domu kobiety. Dom był nie duży kuchnia, salon, łazienka, sypialnia i pokój gościnny. Przytulny mały domek na przedmieściach miasta.
- Cudowny dom Izzy.
- Dzięki dostałam go od rodziców. No wiesz snobistyczni minimaliści. - zaśmiała się przez co i ja się uśmiechnęłam.
- Jace wie gdzie mieszkasz. Może tu po mnie przyjechać.
- Owszem wie i tak może przyjechać ale nie dzisiaj. Dzisiaj weźmie swoją ulubioną whisky i się nią spije, następnie pójdzie spać a rano będzie mieć mega kaca i tak pójdzie do pracy. Cały on. - dziewczyna westchnęła siadając na fotelu w salonie. - Wiesz Clary nie chciałam cię przestraszyć to dobry facet ale powinnaś wiedzieć co ma za uszami.
- Zabił już kiedyś kogoś?
- No nie do końca zabił. Bardzo poważnie zranił ale to on ci powinien to powiedzieć nie ja.
- Rozumiem. A co z sałatkami?
- Spokojnie zadzwoniłam tam i zmieniłam miejsce dostawy podczas gdy ty się pakowałaś.
Siedziałyśmy razem rozmawiając na różne tematy. Izzy opowiedziała mi jak to było w szkole kiedy ona tam chodziła, a ja jej powiedziałam jak to teraz wygląda. Rozmawiałyśmy do późnego wieczora aż stwierdziłam że idę się umyć i spać żeby jutro iść do szkoły. Rano wstałam nie czując się jeszcze za dobrze ale postanowiłam iść do szkoły a następnie do pracy. Oczywiście wszędzie przemieszczałam się autobusem, a z przedmieścia nie dużo kursuje autobusów przez co spóźniłam się na pierwszą lekcję. W szkole było spokojnie Jace nawet na mnie nie spojrzał gdy mnie mijał, a na lekcji zdawał się mnie nie widzieć. Po skończonych zajęciach pojechałam prosto do pracy ale również się spóźniłam. Pierwsze co usłyszałam to że mam iść prosto do prezesa. Westchnęłam i poszłam do gabinetu mężczyzny. Zapukałam i gdy usłyszałam jak zawsze oschłe "proszę wejść" nacisnęłam na klamkę. Mężczyzna siedział za biurkiem coś czytając przewracając kartki zdając się mnie nie zauważyć.
- Wejdź i siadaj chyba nie muszę ci tego mówić za każdym razem. - przewróciłam oczami i wykonałam jego polecenie. Dopiero gdy usiadłam spojrzał mnie swoimi niebiesko brązowymi oczami.
- Chciał mnie pan widzieć szefie. - powiedziałam jak najbardziej profesjonalnie.
- Owszem Clary. W piątek mam ważnego klienta i nie będzie mnie w pracy. Przez weekend też mnie nie będzie nawet w domu. Chciałbym abyś w tym czasie wzięła wszystkie papiery bankowe i zrobiła wykres strat i przychodów.
- Nie powinna tego robić księgowa?
- Proszę o to ciebie nie ją. Poza tym ona ma urlop, zrób to proszę przez weekend. Tylko poprzedni miesiąc nic więcej nic mniej. Papiery masz już na swoim biurku. A teraz możesz już iść do siebie. - wściekła poszłam do swojego gabinetu. Wzięłam kilka wdechów i usiadłam do swoich zadań gdy skończyłam wyszłam nie żegnając się z Jacem. Wróciłam do domu Izzy, wzięłam prysznic i ubrałam piżamę. Usiadłam w salone z kubkiem lodów waniliowych jakie kupiłam po pracy. Włączyłam jakiś film i jadłam lody. Gdy Izzy weszła do domu odrazu wiedziała że coś się stało.
- Opowiadaj co się stało. - usiadła zaciekawiona na fotelu obok kanapy gdy tylko wyszła spod prysznica w piżamie i mokrymi włosami.
- Dupek z niego! On jedzie w piątek Bóg wie gdzie i po co, a mnie każe zrobić wykres strat i zysku z poprzedniego miesiąca. Mam to zrobić w weekend kiedy mam się jeszcze nauczyć na sprawdzian z historii i test oczywiście z biologii.
- Spokojnie Clary dasz radę pomogę ci z tym wykresem gdy sama się odkope z zadań jakie mi dał Jace. Wkurzył się za tą twoją wyprowadzkę i teraz każdy w jego otoczeniu ma przesrane. Od zarządu po najniższy szczebel. Ale damy radę spokojnie a teraz daj mi trochę tych lodów.
Gdy zbliżał się weekend byłam już w połowie wykresu bo robiłam to w domu po pracy. Gdy Jade nie widział wynosiłam papiery oraz laptop i robiłam w domu całą pracę na weekend tak jak robiła to Izzy ze swoją pracą od Jace. Razem chciałyśmy iść na imprezę w sobotę więc musiałyśmy się odkopać z zadań. W piątek obie dopięłyśmy swoje prace na ostatni guzik.
- Skończone, a ty Izzy jak tam?
- Też już kończę. Wiesz tak myślę nad ubraniem dla ciebie do klubu i już chyba wiem co ci dam. - uśmiech dziewczyny lekko mnie zaniepokoił ale i zaciekawił.
- Oho nie będzie on normalny co?
- Nie i dobrze bo nie może być normalny. - zaśmiała się. - A nie boisz się testów?
- Z historii wiem jakie będą zadania bo babka dała nam testy żeby się do niego przygotować, a biologię umiem więc spokojnie.
W sobotę rano pojechałyśmy na zakupy. Po buty i jakieś ubrania oczywiście obkupiłyśmy się nie tylko na imprezę bo były wyprzedaże na lato bo niedługo miały się zacząć wakacje dlatego też nauczyciele między innymi cisnęli nas na naukę żeby niektórzy podciągnęli sobie oceny. Popołudniu zaczęły się przygotowania. Makijaż, fryzury oraz stroje. Milion kreacji i tylko jeden mógł być ten jedyny. Gdy nastał wieczór już wyszykowane mogłyśmy iść do klubu. Bawiłyśmy się, piłyśmy i tańczyły. Izzy cały czas robiła nam zdjęcia, do których albo się uśmiechałyśmy albo robiłyśmy głupie miny. Koło pierwszej w nocy postanowiłam wrócić do domu, bo byłam mega zmęczona ale nigdzie nie mogłam znaleźć dziewczyny. Wysłałam jej wiadomość, że postanowiłam wrócić do domu taksówka, którą zamówiłam przed wysłaniem wiadomości. Wyszłam na zewnątrz gdzie było chłodno, rozbudziłam się i poczułam że czuje się lepiej niż jak byłam w środku. Stałam na chodniku czekając na auto.
- Nie ładnie tak chodzić do klubu, kiedy masz dużo pracy i nauki. - usłyszałam obok siebie dobrze znany mi głos.
- Wszystko jest zrobione. Poza tym to nie twój interes co i kiedy robię... Panie profesorze.

TeacherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz