Rozdział 21

55 2 1
                                    

Eva

Mi zabijanie nigdy nie sprawiało większych problemów i tylko dlatego jeszcze żyłam. Nie miałam litości do osób, które mi zagrażały, nie miałam litość w stosunku do moich ofiar. Nie patrzyłam na nich jak na ludzi, były to dla mnie nic nie znaczące ogniwa, które czymś zawiniły. Zawiniły tak, że nie miały już możliwości odpokutowania. Wykonały wyrok sami na sobie, decydując się na takie a nie inne zachowanie w stosunku do mnie czy teraz już mojej mafii. Dlatego właśnie teraz stojąc przed osobą, która nie powinna żyć, nie czułam nic a na pewno nie odczuwałam słabości, która mogłaby przeszkodzić mi w pociągnięciu za spust. Słabość w naszym świecie jest wyrokiem śmierci. Trzeba się jej wyzbyć, bo inaczej zginie się marnie.

Nacisnęłam spust a po tym słyszałam już tylko przeraźliwe krzyki mojej ofiary. Wił się na podłodze jak pijawka. Podeszłam do niego i nachyliłam się.

– Po co ci to było? – nie oczekiwałam jednak odpowiedzi.

Ponownie strzeliłam tylko tym raz tak, aby go uśmiercić. Ostatnie stęknięcie wydobyło się z jego ust gdy kula wpadła głęboko w jego klatkę piersiową.

Patrzyłam na już martwego mężczyznę bez żadnych emocji. Krew wypływała cienką stróżką z obu ran. Mój kącik delikatnie drgnął ku górze.

O jeden problem mniej.

***

Wstałam z łóżka, ból podburza nadal nie ustępował. Chociaż był na pewno mniejszy to i tak były chwile kiedy nie potrafiłam się ruszyć. W nocy było ich kilka, budził mnie przeraźliwy, rozrywający ból, którego nie dało się niczym opanować. Weszłam do łazienki, zamknęłam drzwi i stanęłam przed lustrem.

Moja twarz wyglądała na zmęczoną. Przez krótki top i spodenki doskonale widziałam siniaki. Może nie bolały fizycznie, ale psychicznie rozwalały mnie od środka.

Związałam czarne włosy w wysokiego kucyka i przemyłam twarz chłodną wodą. Później zdecydowałam się na porządne oczyszczenie twarzy. Najpierw wymyłam ją żelem a późnej jeszcze pianką a na sam koniec nałożyłam tonik i krem z SPF. Wyszłam z łazienki tylko po to, aby zaraz do niej wrócić tylko tym razem z ciuchami na dzisiaj. Zdecydowałam się na czarne dresy i luźną, także czarną koszulkę. Przebrałam się, a ciuchy, które miałam na sobie w nocy wrzuciłam do pralki i od razu ją nastawiłam.

Zamknęłam za sobą drzwi do pokoju i przeszłam do kuchni. Zrobiłam sobie czarną kawę i kanapkę z szynką. Jadłam w pośpiechu a kawę wzięłam ze sobą do gabinetu taty. Miałam nadzieję, że nie miał teraz żadnego spotkania czy nie był zajęty. Zapukałam do drzwi i gdy uzyskałam pozwolenie na wejście lekko je uchyliłam i prześlizgnęłam się do środka.

– Hej – przywitałam się z tatą. – O, nie zauważyłam pana – odezwałam się gdy zorientowałam się, że w pomieszczeniu znajdował się jeszcze jeden mężczyzna. – Eva Devil – wyciągnęłam w jego stronę dłoń, którą mężczyzna ścisnął.

– Hunter Moore, jestem wspólnikiem twojego ojca.

Kiwnęłam głową.

– Zadzwoń jak będziesz miał czas, okej?

– Jasne.

Po odpowiedzi taty opuściłam jego gabinet, wciąż popijając kawę. Weszłam do pokoju Emily, odłożyłam kawę na stoliku i podeszłam do jej łóżka.

– Kochanie, czas wstawać – córka poruszyła głową i po chwili otworzyła oczy. – Cześć, skarbie.

– Cześć, mama – wyciągnęła w moją stronę ręce, chwyciłam je i usiadłam na materacu.

Devil Life [ZAKOŃCZONE] [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz