Recenzja “Poszukiwacze zaginionego: Paititi” autorstwa Agnusiq.
Paititi to zaginione od dawna Inkaskie miasto. Wielu próbowało je odnaleźć, ale bez żadnego skutku. Ludzie żądni bogactwa szukali legendarnego skarbu, który został ukryty głęboko w lasach Ameryki Południowej. Niekiedy jednak taka podróż kończyła się tragicznie.
Pewna grupa postanawia za wszelką cenę odnaleźć Paititi. W tym celu miał im pomóc dziennik znanego i szanowanego podróżnika, Richarda Stanfielda, który był bliski odkrycia tego miejsca. Oczywiście przygoda nie obędzie się bez przeszkód, wyścigu z czasem czy starć z niebezpiecznymi osobami.
Główna bohaterka to Nathalie Stanfield. Możemy ją skojarzyć z jej ojcem, Richardem. Tym samym, który napisał dziennik ze wskazówkami. Była bardzo przywiązana do niego, mieli dobre relacje, a nawet razem podróżowali i już wcześniej próbowali odkryć położenie zaginionego miasta. Niestety ta wyprawa nie skończyła się dobrze. Jej ojciec został zastrzelony przez Vincenta (warto zapamiętać jego imię), a ona sama cudem przeżyła. Miała wtedy tylko czternaście lat i w przyszłości doskonale widać, jak wpłynęło na nią to wydarzenie. Stała się skryta oraz odizolowała się od świata zewnętrznego.
Na wyprawę także wyruszyło rodzeństwo z wujem, którzy zorganizowali tę podróż. W tej rodzince możemy poznać szarmanckiego, ale niezdarnego złodzieja, Nicolasa i jego siostrę, Rachel, która ewidentnie lubuje się w używaniu sarkazmu. Żeby nawzajem się nie pozabijali, pilnuje ich wuj. To on jest głównym mózgiem operacji oraz ma najwięcej doświadczenia.
Jak już jesteśmy przy rodzeństwie, to muszę napisać, że strasznie denerwowały mnie ich kłótnie. Na początku nawet się przy nich śmiałam. Niestety z czasem stały się irytujące i wręcz nienaturalne. Wytykali sobie bezsensowne rzeczy oraz nie potrafili się zachować, mimo upomnień wuja, a przypomnę, że to są dorośli ludzie!
W powieści są nie tylko dobrzy, ale też źli bohaterowie. Tutaj mamy bezwzględnego Vincenta, który także chce odnaleźć skarb. Bez zawahania się potrafi zabić swoich przeciwników. Do niego idealnie pasuje powiedzenie: “po trupach do celu”. Sama nie mam wiele do powiedzenia o tej postaci, ponieważ pojawił się tylko w opisie i wspomnieniach głównej bohaterki (nie liczę wzmianek). No cóż, taki urok dopiero pisanych historii.
Z pozostałych plusów bardzo przyciągnął mnie do tego opowiadania opis. Wciągający, pokrótce opisujący fabułę, niedługi oraz zawierał akapit, gdzie dosłownie w jednym zdaniu został opisany każdy z najważniejszych bohaterów.
Co do okładki, to nie mam żadnych zastrzeżeń. Minimalistyczna z kompasem i paroma złotymi zdobieniami. Niby prosta, ale według mnie pasuje do historii w stu procentach, a nawet dwustu.
Teraz przejdę do mniej przyjemnej części, czyli minusów. Zacznę od błędów, bo tutaj pojawił się dosyć popularny, który często jest w powieściach pisanych na Wattpadzie. Mianowicie chodzi o zapis dialogów. Zaczynamy je od myślnika, a nie łącznika. Mała różnica, ale ja zwracam zawsze na to wielką uwagę.
Strasznie irytowały mnie powtórzenia, które pojawiały się co chwilę. Najczęściej były to słowa łatwe do zastąpienia lub zbędne, bo wzmianka o nich wystąpiła jedno czy dwa zdania wyżej. Naprawdę wystarczy na spokojnie przeczytać jeszcze raz i większość można wyłapać, a to bardzo poprawiłoby jakość tekstu.
Z takich rzeczy, które często występowały, jest słowo “brunetka”. Strasznie nie lubię, gdy ktoś nazywa kogoś po kolorze włosów lub skóry. Wprowadza to chaos w opisach, ponieważ nie każdy może pamiętać, że akurat ta bohaterka miała czarne włosy. Wtedy zaczynałam się gubić w tekście, pomimo że wiedziałam, o kogo chodzi, bo dialog był, na przykład, pomiędzy trzema bohaterami.
Niektóre zdania były też nielogiczne lub źle złożone. Najbardziej zapamiętałam jedno, które totalnie wyrzuciło mnie z rytmu czytania i musiałam sobie je kilka razy przeczytać — “Krew na ramieniu zdążyła już skrzępnąć, chociaż rana nadal delikatnie krwawiła”. Krzepnięcie to proces zmiany z cieczy na ciało stałe, więc to niemożliwe, żeby nadal leciała krew. Nawet delikatnie. Na tym przykładzie widać także brak researchu.
Pomimo że jest to historia przygodowa o niebezpiecznej wyprawie, brakowało mi większych emocji. Owszem, był humor, a przy opisach akcji byłam ciekawa, co stanie się dalej. Jednak nie było to coś w stylu, że bałam się o jakąś postać lub podczas jedzenia nie myślałam o czymś związanym z fabułą.
Na samym końcu wspomnę jeszcze o zdjęciach poglądowych bohaterów, które zostały umieszczone przed rozdziałami. Ich zadaniem jest przybliżyć nam wygląd danych postaci, ale ja szczerze nie zwróciłam na nie większej uwagi. To jednak nie oznacza, że są one nieważne, wręcz przeciwnie, pokazuje to zaangażowanie autorki.
Podsumowując, jest to powieść przygodowa, w której nie zabraknie humoru i przeszkód. Jednak nie jestem w stanie jej polecić, pomimo tego, że ja sama wciągnęłam się podczas czytania. Nie wiem jeszcze, czy będę kontynuować poznawanie losów bohaterów, bo jedyne czego jestem ciekawa, to wątku zaginionego miasta.
Korekta: Alvaris_Black
CZYTASZ
Recenzje Pod Smoczym Okiem | OTWARTE
Aléatoire[RECENZOWNIA] Zaplątałeś się w swojej historii? Twoi bohaterowie są, jakby ich smok ogonem machnął? Cóż, trafiłeś w dobre miejsce. Smocze Bractwo, a przynajmniej jego skromna część, recenzenci, pokaże, a nawet wytknie zalety i wady Twojej twórczośc...