I.

626 31 5
                                    

Niedziela wieczór.

Wróciłam do pustego mieszkania.

Tym razem nie pijana. Nie mogłam pić.

Jutro zaczyna się ostatni etap beztroskiego życia. Zaśmiałam się w duchu na te słowa. Była w nich lekka, a właściwie duża ironia.

Wszakże moje beztroskie życie skończyło się już o wiele, wiele wcześniej.

Jednak dla innych... Dla nich to był ten etap, kiedy po raz ostatni nie musieli się niczym przejmować. Oczywiście poza zdaniem matury i wyborem dalszej drogi życia.

Zapaliłam światło w salonie i rozsiadłam się w fotelu przed stolikiem, na którym znajdował się laptop. Uchyliłam jego klapę, a moim oczom ukazało się nasze wspólne zdjęcie z rodzicami.

Uśmiechnęłam się patrząc na nasze szczęście i znowu... 

Znowu poczułam cholerną samotność.

Tak bardzo za nimi tęsknię.

Skarciłam się w myślach za ciągłe wracanie do wspomnień, w międzyczasie odblokowując laptopa.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że muszę sprawdzić po raz dziesiąty o której mam rozpoczęcie roku szkolnego. Nie mogłabym się przecież na nie spóźnić. 

Nie teraz.

Nie w momencie, kiedy wszystkich przekonywałam, że sama sobie poradzę.

Jednak byłam nieco roztrzepana, co nieco utrudniało mi pamiętanie, a co za tym idzie, radzenie sobie ze wszystkim.

Kiedy już upewniłam się, że rozpoczęcie roku szkolnego zaczyna się o ósmej rano głośno westchnęłam.

Nienawidzę wcześnie wstawać i naprawdę, ale to naprawdę nie rozumiem ludzi, którzy potrafią tryskać energią już od szóstej rano. Wstawanie przed południem powinno być zakazane, a lekcje powinny rozpoczynać się o wiele później. Świat byłby o wiele piękniejszy.

Z moich rozmyślań wybił mnie dźwięk połączenia przychodzącego. 

Szybko wyjęłam telefon ze spodni i spojrzałam na ekran. Dzwoniła moja babcia.

- Halo? - zapytałam przeciągle.

- Cześć Madziu, dzwonię żeby zapytać czy już przyszykowałaś się do szkoły. - usłyszałam zatroskaną staruszkę.

- Tak babciu, wszystko już gotowe... Tak, jak mówiłaś. - odparłam siląc się na radosny głos. - Biała koszula, wyprasowana, wisi już na wieszaku i czeka aż ją założę.

- Cieszę się kochanie. A jak się czujesz? Nie jest ci smutno samej? No wiesz... - usłyszałam jej lekko zmieszany głos.

- Nie... Jest w porządku. - przerwałam jej. - Cisza, spokój. Idealne warunki do rozluźnienia i przyszłej nauki. - odparłam po chwili. - Jutro, po rozpoczęciu, przyjadę do ciebie.

- Wspaniale! - ucieszyła się kobieta. - Zrobię ci pyszny obiad! Ostatnio sporo schudłaś i trzeba cię podtuczyć, bo inaczej żaden kawaler...

- Dobrze babciu, dobrze. - przerwałam jej, zmuszając się do radosnego tonu. - Już się nie mogę doczekać twojego pysznego obiadu, ale teraz kończę, bo już prawie dziesiąta. Chciałabym się jednak wyspać.

- Oczywiście kochanie... W takim razie dobrej nocy. - odrzekła z czułością w głosie. - Sprawdź tylko, czy aby na pewno zamknęłaś drzwi na noc... Żeby nikt tam ci nie przyszedł nieproszony.

Fix YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz