VIII.

319 28 1
                                    

Tydzień minął w zaskakująco szybkim tempie. 

Było to spowodowane, w dużej części, ogromną ilością nauki, prac domowych oraz arkuszy maturalnych, którymi nauczyciele zaczęli nas zasypywać już w drugim tygodniu roku szkolnego.

Odkąd zamieszkałam sama, wyrobiłam sobie pewien schemat działania. Skupiałam się na szkole i obowiązkach, nie zapominając o częstym odwiedzaniu cudownej i troskliwej babci.

Jeździłam też na cmentarz do rodziców, szczególnie w momentach większej tęsknoty, aby opowiadać im co u mnie, niekiedy wypłakać się, a czasem po prostu posiedzieć w ciszy. 

Często tam przesiadywałam. 

Dbałam o pomnik bardziej niż o samą siebie.

Potrzebowałam ich.

Potrzebowałam dobrych rad mojej mamy, rozmów z nią o wszystkim i o niczym, a nawet kłótni o nieumyte naczynia.

Potrzebowałam radości mojego taty, jego ciepłego spojrzenia kiedy wspólnie oddawaliśmy się naszej pasji, ale także jego ciętych ripost w moją stronę.

Potrzebowałam ich bliskości.

Potrzebowałam ich obecności.

Potrzebowałam ich miłości.

Potrzebowałam chociaż jednego przytulenia...

Starałam się funkcjonować na najwyższych obrotach, aby nie zawieźć innych, a tym samym nie mieć czasu na myślenie.

Starałam się pokazywać, że sobie radzę pomimo bólu, cierpienia i samotności. 

Samotności, która przychodziła, chcąc zawładnąć moją duszę, szczególnie wieczorami. 

Wieczorami, kiedy w moim mieszkaniu biło tylko jedno serce.

Starałam się z lekką nadzieją, że w przyszłości, może nie tak bardzo odległej, nie będę musiała udawać szczęścia, a po prostu będę szczęśliwa.

Wychodząc z Domu Kultury po skończonych, drugich zajęciach tanecznych ze swoją grupą wyciągnęłam IQOSa. Pod budynkiem czekała na mnie Asia, więc korzystając z okazji postanowiłam towarzyszyć jej w karmieniu raka.

- Cześć. - uśmiechnęła się, gdy tylko mnie ujrzała.

- Hejka! - przytuliłam kobietę. - Długo czekasz?

- Dopiero zapaliłam. - uśmiechnęła się wskazując na przedmiot w jej dłoni. - A ty... Widzę, że znowu palisz. - oznajmiła, gdy zaciągnęłam się nikotyną.

- Hobbistycznie. - puściłam jej oczko. - Tak dla towarzystwa.

- Sport i fajki jakoś się nie łączą. - odparła, a ja uderzyłam ją lekko łokciem w bok. - No co? Twoje słowa!

Pokręciłam lekko głową na boki, siląc się na uśmiech.

Fakt numer jeden. Rzuciłam palenie, bo tylko ono mi pozostało, jako pamiątka najgorszych dni mojego życia.

Fakt numer dwa. Czasami po prostu lubiłam poczuć ten smak w ustach.

Fakt numer trzy. To był mój ostatni papieros.

- Masz rację. - urządzenie zasygnalizowało koniec palenia, a ja jednym ruchem wyrzuciłam je do śmietnika. - To co, idziemy?

- I to się nazywa rzucanie palenia. - zaśmiała się blondynka, gasząc papierosa o śmietnik. - Idziemy.

Obie, spokojnym krokiem, udałyśmy się w stronę mojego auta, aby pojechać w miejsce spotkania z resztą przyjaciół.

Cała nasza piątka poznała Joannę już na starcie drogi w liceum. Początek znajomości nie był kolorowy, gdyż często naszym zachowaniem przeszkadzaliśmy jej w pracy.

Fix YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz