XIV.

365 33 3
                                    

- Oh, shit! - z zaskoczeniem wyszeptałam pod nosem. - Mocne.

Siedziałam na ławce nieopodal biblioteki miejskiej, trzymając w rękach książkę.

Emocjonując się zakończeniem powieści, błądziłam myślami po świecie fikcji, łącząc ze sobą poznane wątki i rozmyślając o losach postaci.

Zajebiście dobra książka. W zamyśleniu przypatrywałam się przechodniom oraz otaczającej mnie naturze. Wzdrygnęłam się, czując chłodny wiatr, subtelnie opatulający moje ciało.

Piątkowe popołudnie, pierwszego tygodnia października, było jednym z zimniejszych w ostatnim czasie.

Bezwzględne promienie słoneczne, docierające na powierzchnię Ziemi, z niebywałą delikatnością ogrzewały całe moje ciało. Częściowo wygrywając walkę żywiołów.

Delektując się względnym spokojem, czekałam na umówione spotkanie.

Tego dnia postanowiłam nie odwiedzać babci po zakończeniu lekcji. Kobieta uświadomiła mnie poprzedniego wieczoru, że z wizytą u niej miał się zjawić jej syn, a mój wujek.

Stryjek, a nie wujek. Zaśmiałam się cynicznie, przywołując w myślach, tak często wypowiadane w moją stronę, słowa mężczyzny.

Bogaty adwokat był, delikatnie ujmując, nieszczególnie lubianym przeze mnie członkiem rodziny.

Babiarz z kijem w dupie. Wyraziłam w duchu swoje zdanie o jego osobie, niezwłocznie skupiając myśli na innej postaci.

Oliwier.

Oczekiwałam na zjawienie się niebieskookiego przyjaciela.

Podczas lekcji rozmawialiśmy o naszych popołudniowych planach. Chłopak z nieukrywanym rozbawieniem wysłuchiwał moich narzekań na gościa staruszki.

Wychodząc naprzeciw mojej czarnej melancholii, zaproponował wspólne spędzanie czasu przed prowadzonymi przeze mnie zajęciami oraz jego egzaminem na prawo jazdy.

Blondyn musiał jednak zostać dłużej w szkole, gdyż odbywało się spotkanie dotyczące zbliżającej się akademii z okazji Dnia Nauczyciela. Nakłaniał mnie, abym do niego dołączyła, jednak wolałam zatopić się w świecie fikcji.

- Nie za zimno już na przesiadywanie, na świeżym powietrzu? - do moich uszu, zza pleców, dobiegł znajomy kobiecy głos.

O kurwa.

Zaskoczona odwróciłam głowę, skanując wzrokiem sylwetkę postaci.

Jakim cudem?

- Nie. - odparłam, zmuszając się do uśmiechu. Ze wszystkich sił próbowałam zapanować nad przyspieszającym biciem serca.

Obserwowałam ruchy mojej rozmówczyni. Powolnym krokiem okrążyła ławkę, zatrzymując się naprzeciwko mnie.

- Jest chłodno, ale to słońce oddaje. - mówiąc wskazałam palcem w niebo, odchylając przy tym głowę do tyłu.

Idź sobie, błagam.

Stres, jaki opanował mój organizm, miałam wrażenie, dało się wyczuć na kilometr.

- Skoro tak mówisz... - kobieta westchnęła radośnie. - Czy... - wskazała na skrawek ławki pokryty moimi rzeczami.

- O... Tak. - w błyskawicznym tempie zaczęłam zgarniać przedmioty, aby zrobić miejsce szatynce.

- Przeszkodziłam ci? - zapytała, wskazując na książkę, którą nadal trzymałam w dłoni, jednocześnie usadawiając się obok.

- Nie... - odetchnęłam, nadal próbując się uspokoić. - Przed chwilą skończyłam.

Fix YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz