XVII.

279 29 0
                                    

- Przypominam, że w poniedziałek na naszych dwóch lekcjach piszecie rozprawkę. - głos polonistki wyrwał mnie z zamyślenia.

W pomieszczeniu dało się usłyszeć sapnięcia niezadowolonych uczniów.

- Wiem, że tego nie lubicie, ale muszę was przygotować do matury. - radośnie zareagowała wychowawczyni.

Klasa matematyczno - informatyczna nie należała do wielbicieli języka polskiego. Wymyślenie kilku sensownych zdań oraz połączenie ze sobą wątków różnych powieści było czymś, delikatnie ujmując, problematycznym. Co więcej, osadzenie tego wszystkiego w jednym długim tekście, sprawiało trudność znacznej części umysłów ścisłych.

- Na dziś to wszystko. - odezwała się kobieta równo z dzwonkiem. - Magda, zostań proszę.

Zerknęłam przelotnie na nauczycielkę, kiwając głową na znak zrozumienia.

Podeszłam do przyjaciół, obejmując każdego po kolei i żegnając się. Wiedzieliśmy, że po południu znowu się spotkamy podczas próby zespołu. 

To była nasza ostatnia lekcja.

Zwyczajnie udalibyśmy się do sali językowej na angielski, jednak nauczycielki nie było w szkole. Od naszej ostatniej rozmowy, pierwszego dnia tygodnia, kobieta nie pojawiła się w tutejszych murach.

Przyłapywałam się, niejednokrotnie, na myśleniu o szatynce.

Zastanawiałam się, co mogło być przyczyną jej absencji. 

W poniedziałek to ona, w porównaniu do mnie i moich przyjaciół, tryskała energią, a następnego dnia po prostu zniknęła.

Mam nadzieję, że wszystko u niej w porządku. Myślałam w duchu, odprowadzając wzrokiem ostatnie osoby opuszczające pomieszczenie.

A może coś jej się stało? Ale czemu miałoby się stać? Jest dorosłą osobą. Może brać urlop. Klęłam na siebie w myślach, przywołując się do zaprzestania analizy sytuacji.

- Dostałam listę z nazwiskami osób. - wychowawczyni wyrwała mnie z rozmyślań. - Na studniówkę. - dodała. - Zauważyłam, że się wybierasz.

- Tak. - odwróciłam się w stronę polonistki. - Nie powinnam?

- Nie, nie. - czarnowłosa podeszła bliżej, kładąc rękę na moim ramieniu. - Mam na myśli, że... Tak. To znaczy... - zaplątała się w swoich słowach. - Chciałam tylko powiedzieć, że się cieszę. - uśmiechnęła się.

- Robię to dla babci i moich przyjaciół. - odsunęłam się lekko od kobiety.

- Tak myślałam. - westchnęła. - Bardzo dobrze mieć takich wspaniałych ludzi przy sobie.

- To prawda. - nerwowo zaczęłam bawić się kosmykiem włosów. - Oliwier wręcz błagał mnie, abym z nim poszła. - zachichotałam, spoglądając w oczy nauczycielki.

- Taki chłopak to skarb. - ukazała mi szereg białych zębów.

- Przyjaciel. - dodałam, wyczuwając jej podejrzenia. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi.

- Ja nic nie mówię. - ułożyła ręce w geście obronnym. - Czasami od przyjaźni, do miłości...

- Nie w tym przypadku. - wtrąciłam, siląc się na uśmiech. - W naszym przypadku to niemożliwe.

- Okej. - zareagowała polonistka z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. -  A jak twoje samopoczucie? Gosia mi mówiła, że w poniedziałek całą grupą, kolokwialnie mówiąc, umieraliście.

Gosia? 

Gosia..

Małgorzata.

Fix YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz