Rozdział 3.

46 5 0
                                    

WINTER

Stróżki wody powoli unoszą się w powietrzu i leniwie ze sobą przeplatają. Winter jest skupiona do granic swoich możliwości. Usta lekko otwarte, język wymykający się z kącika jej ust. Mruży oczy i nakazuje wodzie przybrać kształt węża. Bez skutku. Moc wymyka się z jej palców, a ciecz z pluskiem wraca do wanny. Lasair i tak bije brawo. 

– Coraz lepiej ci idzie – chwali, posłusznie dając opłukać swoje ciemnorude włosy służącej. 

– Nie tak, jakbym chciała – frustruje się Winter.

Rodzice stale podkreślają, że nie ma z czym się spieszyć, ale ona zna podania i wie, co legendarne władczynie potrafiły wytworzyć w jej wieku. Choćby jej babka, o której nie mówi się często, a jeśli już, to raczej szeptem i z podziwem. 

– Ja ledwo przyzywam swoją – wzdycha Lasair. – Prawie w ogóle mnie nie słucha. 

– Jesteś młodsza – Winter wzrusza ramionami, próbując jeszcze raz. 

Tak zostaje je Penara. 

– No, teraz faktycznie wyglądać jak księżniczki – śmieje się i zakłada ręce. – Przez chwilę nie poznałam własnych dzieci. 

Winter nurkuje pod wodę, aby ukryć rumieniec zawstydzenia. To nie jej wina, że zwykła zabawa przerodziła się w coś tak ekstremalnego! Najpierw była Rose z tym jej zakurzonym schowkiem na miotły. Potem Oscar, który leżał za kanapą w bawialni i którego najpewniej by nie zauważyła, gdyby się o niego nie potknęła. Ledwo zaczęli, a jej sukienka już była pognieciona. Dalej tylko gorzej. Nik chował się zza wysokimi paprociami w Wielkiej Sali. Kiedy Winter go znalazła, tak się zdziwił, że przewrócił na nią jedną z donic. Will, skryty w mało widocznej wnęce, mógł to nawet wygrać, jednak zdradziła go Mel, która przekonana o nieobecności Winter, namawiała go, by przeniósł się do jej miejsca za globusem. 

Lasair i Asha nie dała rady znaleźć. Minęła godzina, dwie, w końcu szukali wszyscy. To Malkia, chowaniec mamy, ich wytropiła. Winter wciąż nie potrafi uwierzyć, że jakby nigdy nic, spali na palecie. 

– Ja byłam czysta! – protestuje Lasair.

– Prawda, Iskierko, lecz śmierdziałaś jak pospolity pijak w letnie przesilenie – znów śmieje się Penara. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że otworzyliście to wino.

 – To nie ja, to Ash! Ja wzięłam tylko łyczek i było obrzydliwe, i chciało mi się spać, i w ogóle to jego wina. 

– Ale wygraliście – zauważa Winter. 

A właściwie Ash wygrał, bo w pierwszej chwili Winter ujrzała czerwone włosy siostry, dopiero potem jasną czuprynę kuzyna. Tym sposobem Ash zagarnął sobie łupy od tych osób, które całkowicie przegrały zakład. Nik niespecjalnie przejął się kompasem, jednak Rose do tej pory nie może pogodzić się z powodu swojej książki. 

– Cóż za gagatki mi się trafiły – wzdycha Penara i mruga do nich. – Najpierw szpiegowanie, później dzicz i rozpusta. Po kim wy to macie? No nic, muszę się z tym pogodzić. Przyszłam poprosić was o małe muzykowanie.

Tym razem to Lasair nurkuje pod wodę. Winter niemal podrywa się z wanny.

– Przy kolacji? – upewnia się, oczarowana.

Są za młode, by uczestniczyć w biesiadach. Zdarza się, że ojcowie Nika i Asha decydują się zabrać ich ze sobą, ale nawet oni rzadko dostępują zaszczytu, który przysługuje dorosłym. Oczywiście Winter zagląda na salę od czasu do czasu – Szmaragdowa Przystań to kłębowisko tajnych przejść i małych skrytek, do których dostać się można nawet z jej pokoju. Rzecz w tym, że rodzice także mają świadomość ich istnienia i podczas każdego większego przyjęcia dbają, aby księżniczki znajdowały się pod czyjąś opieką. Winter musi czekać do późna, a kiedy dociera już na salę, skryta w górnych kondygnacjach, połowy gości nie ma: damy rozchodzą się, panowie przekrzykują nawzajem upici alkoholem. W najlepszym wypadku.

Maskarada żywiołów: Carole przesileniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz