Rozdział 5.

49 5 0
                                    

OSCAR

Corterrę, stolicę Earthsciru wzniesioną setki lat temu w sercu Niebieskiego Boru, dzielą ponad trzy dni drogi od Szmaragdowej Przystani. Na domiar złego parowy dyliżans wlecze się niemiłosiernie – brnie przez wysokie śniegi i nie ugrzązł w nich tylko dlatego, ponieważ topione są one przez woźnicę agnilaymskiego pochodzenia.

Oscar czuje się okropnie. Jego gardło drapie i boli, z nosa sączy się katar. W dodatku zimno nie odpuszcza. Słońce już zachodzi, gdy docierają do Krainy Dnia, tej części Państwa Wody, gdzie śniegi ustępują, a klimat staje się łagodniejszy. Wjeżdżają do Merril, pierwszego większego, przybrzeżnego miasta, słynącego z wydobycia soli morskiej.

Zamiast jednak cieszyć oczy pobliskimi salinami, których wielokolorowe zabarwienie przypomina kwitnące łąki, Oscar zawija się w swoje futra i koce i próbuje przespać tę katorgę. W pewnym momencie leki podarowane przez nadwornego uzdrowiciela zaczynają działać, bo książę zapada w drzemkę i nawet nie pamięta, kiedy ojciec przenosi go do pokoju gospody w Celyfos, którą wynajęli na postój.

Z niespokojnego snu wyrywa go gorączka. Musi być już środek nocy, cały budynek opływa w gęstej ciszy. Ciało Oscara pulsuje, jest mu zimno, choć na policzkach utrzymują się rumieńce. Potrzebuje się napić, lecz gęsty miód na jego nocnej szafce dawno wystygł. Nie chcąc budzić śpiącego w łóżku obok ojca, książę gramoli się z pościeli i wyrusza na poszukiwania jakiegoś gwardzisty, który mógłby podgrzać napój i przy okazji przynieść mu jego leki.

Zgodnie z oczekiwaniami, dwóch rycerzy pilnuje drzwi. Na widok wyłaniającego się z pokoju Oscara ożywiają się i podkręcają światło w lampach.

– Coś nie tak, wasza wysokość? – pyta młody strażnik, którego imienia Oscar nie może sobie przypomnieć, mimo że pamięć ma zwykle dobrą.

– Chyba dostałem gorączki – szepcze w odpowiedzi, by nie nadwyrężać gardła. – A to trzeba podgrzać.

Wyciąga przed siebie dzban z miodem, niepewny, czy go nie wyśmieją. Oscar unika rozmów z gwardzistami; są zawsze tacy zajęci i onieśmielający, że trudno mu o cokolwiek ich prosić. W takich momentach przeważnie wyręcza go Nik.

– Zbudzę gospodynię – oferuje starszy rycerz, Guilhem. – Zrobi ci okłady, a ja w tym czasie przyszykuję leki i powiadomię króla.

Oscar rumieni się, nie spodziewając się aż takiego zaangażowania. Na szczęście rycerze nie zauważają jego zawstydzenia, widocznie zrzucając winę na chorobę. 

Wciąż nieco zamroczony, Oscar schodzi do głównej izby. Jest ciemno, ale nie chce wyjść na mięczaka i tłumi swój strach. Młodszy gwardzista sadza go przy stole i okrywa swoim płaszczem. Podaje mu gorący miód, na smak którego książę prawie jęczy z ulgą. 

Gospodyni, chuda i wyniosła kobieta, nie wygląda na zadowoloną. Mała lampka naftowa oświetla jej zmarszczone w grymasie, cienkie brwi. Kobieta stawia ją na ladzie, dzięki czemu przynajmniej pomieszczenie przestaje być tak mroczne.

Oscar rzadko bywa w tego typu lokalach, lecz kiedy już w nich jest, raczej spotyka się z ciepłym przyjęciem. Scherianka natomiast nie wydaje się poruszona jego chorobą.

– To ledwie stan podgorączkowy – orzeka sucho, po tym jak przyłożyła mu rękę do czoła. 

Chyba dla świętego spokoju idzie do baru i przetrząsa półki za ladą. Wreszcie znajduje smukłą buteleczkę z przeźroczystym płynem. Odkorkowuje miksturę i dopiero gdy skrapla nią przygotowaną uprzednio ściereczkę, Oscar czuje charakterystyczny zapach pieprzowej mięty.

– Sen będzie tu najlepszym lekarstwem – ciągnie kobieta. – I woda. Musisz pić dużo wo...

Przerywa jej dźwięk wybitej szyby. Szkło z brzękiem ląduje na kamiennej posadzce, a tuż za nim do pomieszczenia wpada żeliwna kula, która miarowo toczy się po podłodze. Oscar nawet nie zdąży mrugnąć – młodszy gwardzista przypada do niego, spycha go na ziemię i przewraca stół. Potem dudnienie ustaje, rozlega się syk i budynkiem wstrząsa wybuch.

Maskarada żywiołów: Carole przesileniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz