Rozdział 11.

108 5 5
                                    

WILLYALMR

Kawa zdążyła już wystygnąć, ale gorycz działa orzeźwiająco na zmęczony umysł Willa. Nie śpi od czwartej, co i tak jest dobrym wynikiem, ponieważ nie raz bywało, że zarywał noce. Niestety, testy żarówek najlepiej przeprowadzać po ciemku.

Odkąd badania nad energią elektryczną poszły do przodu, coraz więcej ośrodków pragnie oświetlenia. Szczególnie ma się to do kopalni, których w Himmelgaardzie mnóstwo. Światło zdecydowanie ułatwia górnikom pracę, a Will robi wszystko, aby skonstruowane przez niego żarówki świeciły jak najdłużej. Na razie udało mu się stworzyć wersję o miesięcznej trwałości, czuje jednak, że to zaledwie połowa możliwości.

Notatki Willa aż się roją od pytań. Przede wszystkim: jak przekierować energię? Szklana bańka nagrzewa się całkowicie niepotrzebnie! Drugą sprawę stanowią koszta. Na ten moment żarówki nie są już tak horrendalnie drogim wynalazkiem jak za jego dzieciństwa, lecz wciąż nie każdy może sobie na nie pozwolić. Na szczęście, odkąd powstały wiatrowe zakłady przemysłowe, w których żywioł przekształca się w energię, eksperymenty przebiegają płynniej i znacznie łatwiej. Will nie wyobraża sobie pracować tak jak jego poprzednicy, którzy w celach badawczych wykorzystywali pioruny.

– Czy jeśli mam nadzieję, że dopiero wstałeś, to czyni mnie to bardzo naiwną matką? – głos dobiega zza jego pleców.

Menrva wchodzi do ogromnej pracowni, która przylega do jego pokoju. Obrzuca go krótkim spojrzeniem i widząc zeszłodniowe ubranie, tylko wzdycha.

– Matką nie – wzdycha Will. – Królową niestety tak.

Odpowiada mu cichy śmiech. W przeciwieństwie do wielu osób, ona naprawdę go rozumie. Sama spędza mnóstwo czasu w swoim laboratorium, aczkolwiek odkąd przejęła obowiązki władcy, przebywa tam zdecydowanie mniej. Z drugiej strony badania nie wymagają ciągłej obecności – skażone próbki z Jałowiska potrzebują czasu, aby preparaty, którymi zostały potraktowane, mogły odpowiednio na nie wpłynąć.

– Więc...Rosalie? – pada pytanie po dłuższej ciszy i na początku Will nie rozumie.

– Rosalie? – powtarza.

– Jest bardzo piękna.

Podnosi wzrok znad zapisków i dopiero teraz widzi, że matka przygląda się jego szkicom. Mimowolnie, książę się rumieni.

– Nie interesuje mnie – zapewnia.

Narysował ją z nudów. Siedzieli w jego pokoju, Will opowiadał jej o włóknach węglowych, a potem wziął szkicownik, aby zaprezentować różnego rodzaju konstrukcje baniek. Kiedy skończył, z niedowierzaniem odkrył, że Rose najzwyczajniej w świecie zasnęła w fotelu. Wieczór był jednak przyjemny, więc zamiast ją budzić, wykorzystał moment. To w końcu naprawdę ładna dziewczyna.

– Och, co za ulga – Menrva odkłada portret i skupia się na obrazkach technicznych.

– Naprawdę? – nie dowierza Will. – Myślałem, że chcesz, żebym sobie kogoś znalazł.

– Przede wszystkim chcę, żebyś się zakochał – oznajmia królowa, a Willa dopada zażenowanie. – Należy ci się to, co mi nie było dane.

Mimo wszystko docenia jej postawę. Menrva stosuje wobec niego bardzo liberalne podejście i pozostawia mu autonomię, o której wielu następców tronu może sobie pomarzyć. Dla przykładu, Nikolaosa nikt nie pyta, czy ma ochotę zająć się niesnaskami na granicy z Jałowiskiem. Po prostu tam jedzie i pozostaje tak długo, póki sytuacja nie zostanie opanowana. To samo tyczy się Ashalyna, choć on z kolei chyba chce tam być. Will słyszał różne rzeczy na jego temat.

Maskarada żywiołów: Carole przesileniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz