Rozdział 4.

51 5 0
                                    

LASAIRIONA

Spała tej nocy jak zabita. W marzeniach sennych wędrowała po dawnych krainach, odwiedziła Biały Dwór, przeleciała na smoczym grzbiecie Czerwone Szczyty i inne zakątki Agnilaymu. Obudziła ją Winter. Słońce dopiero zaczyna świtać, ale obie księżniczki są już na nogach.

Pałac wydaje się pogrążony w letargu. Lasair może jedynie zgadywać, o której godzinie skończyło się wczorajsze przyjęcie. Władcy nieprędko opuszczą komnaty i powrócą na swe włości. Zapewne z tego powodu kiedy tylko Winter zakrada się do pokoju pozostałych dwóch następców tronów, ci także nie śpią i głowią się, jak wykorzystać tę wyjątkową okazję.

Pomysł wymknięcia się z pałacu przedstawia im Will. Sprzecza się o coś z Nikiem i jakoś wychodzi tak, że chwali się swoją ostatnią, tajemną wycieczką do miasta. Zdaniem Lasair ściemnia, żeby popisać się przed Winter, bo im więcej szczegółów chce znać jej siostra, tym bardziej historia przestaje się kleić, co też każde z nich zauważa. Zapędzony w kozi róg Will proponuje więc powtórkę tego imponującego czynu i wycieczkę po Przystani.

Normalnie Lasair trochę by się obawiała, w końcu strażnicy są po to, aby ich chronić, ale tak się złożyło, że jeszcze wczoraj podobną opowieść słyszała z ust Asha, gdy spędzali czas w piwniczce. I tutaj nie ma wątpliwości, co do jej prawdziwości, ponieważ wszystko w słowach kuzyna było spójne. A skoro jemu nic się nie stało, to ich czwórce tym bardziej nie może nic grozić, prawda?

Przechodzą tajnym przejściem w pokoju Winter, które właściwie wcale nie jest tajne i przez wszystkich znane. Prowadzi przez niezbyt lubianą piwnicę, a stamtąd siecią połączeń dostaną się gdziekolwiek będą chcieli, by już całkiem łatwo prześlizgnąć się do głównej bramy. 

Według Willa łatwiej wyjść, niż wejść, a zlewające się ze śniegiem płaszcze powinny wystarczyć, aby nikt nie zwrócił na nich uwag. Jednak przezornie wolą dmuchać na zimne. Skryci między oprószonymi białym puchem cisami, czekają na dogodny moment. Takowy pojawia się po niecałym kwadransie – przez dziedziniec podąża zbita grupa kupców, którzy pewnie przyszli omówić wczorajszą decyzję władców w odniesieniu do tras handlowych. Po odmowie Podziemiu, niektóre trakty mogą być zagrożone.

Doczepiając się do nich jak rzep psiego ogona, czwórka następców wydostaje się poza mury pałacu. Chyba żadne z nich nie wierzyło, że faktycznie im się uda i teraz kompletnie nie mają pomysłu, co powinni zrobić. Chodzenie po sklepikach jest bez sensu – na co dzień kiedy tylko zapragną, mogą to uczynić.

– Może wybierzemy się na targ? – proponuje w końcu Winter, widocznie onieśmielona perspektywami, które niespodziewanie się przed nimi zrodziły.

Mroźne powietrze miło orzeźwia, Lasair cieszy się, że wzięła swój szalik. Właśnie mijają piekarnię, gdzie powietrze miesza się z zapachem świeżo przygotowanych faworków, gdy nagle Nik, będąc na przodzie, daje im znak, by się zatrzymali. W tym samym momencie ulicą przejeżdża powóz, a za nim dwóch mężczyzn na koniach.

– Droga wolna, ale myślę, że i tak nikt nas nie rozpozna – orzeka książę.

Ostrożnie przemykają w stronę kramów; Winter uczepiona rękawa Nika, Lasair mocno trzymająca jej rękę. Gdyby się zgubili, to byłaby katastrofa. Targ oblegają prawdziwe tłumy, ludzie migrują i pchają się przez siebie. Zapach dymu miesza się z aromatem warzyw i odorem zwierząt, Lasair szybko przestaje czuć delikatne perfumy siostry. Z głębi dochodzą krzyki, śmiechy i odgłosy muzyki.

– Nie rozdziel... – zaczyna Nik, lecz natychmiast urywa. – Will! 

Młodszy chłopak odłącza się od nich szybciej, niż Lasair zdąży mrugnąć. Z ekscytacją zatrzymuje się przy straganie z asortymentem artystycznym i zaczyna przeglądać kredy, węgle, farby i kredki, jakby w jego pokoju nie walały się miliony podobnych. 

Maskarada żywiołów: Carole przesileniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz