- Cześć sąsiadko - usłyszałam zza płotu siedząc na tarasie z laptopem na kolanach podgryzając seler naciowy. Na talerzyku obok miałam pokrojoną w plasterki kiełbasę i co jakiś czas podrzucałam temu małemu kociakowi, który w zasadzie codziennie kręcił się blisko mnie, gdy pracowałam.
- Dzień dobry, sąsiedzie - uśmiechnęłam się i od razu oblałam rumieńcem na wspomnienie poprzedniego wieczoru.
Krystian wczoraj kiedy wróciliśmy Łodzi, przyszedł do mnie wieczorem, sporo rozmawialiśmy, a przed północą wziął mnie dwa razy. Ostro, dziko i niekrzesanie. Wychodził grubo po północy, a dziś od świtu był rześki jak skowronek, a ja nie mogłam złączyć nóg bez syknięcia. Choć nie zaprzeczałam, że to był przyjemny ból.
- Nie przyszłaś dziś z Benkiem. Oczy już dobrze? - zapytał.
- Nie uwierzysz, ale dziś udało mi się to zrobić samej – pochwaliłam się z radością.
- Brawo – pogratulował szczerze. - Co robisz dzisiaj wieczorem? - zapytał nadal stojąc na swojej posesji.
- A co ja tutaj mogę robić? Książka, albo film. No chyba, że znowu mnie odwiedzisz - przygryzłam wargę na tą moją nagłą, jawną bezpośredniość.
- Nie - odpowiedział.
- Oh.
- Dzisiaj idziemy na potańcówkę do remizy – oświadczył.
- Kto? - zapytałam, choć wiedziałam, że miał na myśli nas. Poznałam go już na tyle, żeby wiedzieć, że on nie pyta, tylko informuje.
- My - wyszczerzył się jak model z bilbordu. W zasadzie już go wkładałam na plakat przy reklamie traktora lub wideł, jeśli przyszłoby mi takową robić. – Przyjdę po ciebie o siedemnastej - po czym odwrócił się i poszedł do stodoły swojego ojca.
A ja oparłam się o krzesło, przymknęłam oczy i przypomniałam sobie jak brał mnie na łyżeczkę poprzedniego wieczoru. Zrobiło mi się gorąco i przeszły mnie ciarki na samo to wspomnienie. Tego dnia mogłam już sobie darować pracę. Wysłałam jeszcze tylko maila do zespołu i zamknęłam laptop.
Krystek jak zapowiedział, tak się pojawił. Wysunął pomocne ramię, za które od razu złapałam i pozwoliłam się zaprowadzić spacerem na miejsce wiejskiej potańcówki. Gdy weszliśmy do remizy, wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę. Nie wiem, czy to dlatego, że Krystek założył białą koszulę z podwiniętymi rękawami, która zajebiście podkreślała jego opaloną skórę z tatuażami i zaczesał włosy do tyłu dzięki czemu na karu seksownie skręcały mu się końcówki, przez co wyglądał jak chodzący grzech. Czy przez to, że przyszedł tu ze mną, nową twarzą, ubraną w krwistoczerwoną sukienkę od Victorii Beckham, podkreślającą biust z rozkloszowaniem na dole, i czarne szpilki z czerwoną podeszwą.
- Nie sądęzabyś dostała tu Cosmo, Margaritę, Long Island, czy jakiegoś innego, wymyślnego i kolorowego drinka, ale piwo i wino mają na pewno - powiedział Kris ciągnąc mnie w stronę czegoś, co miało imitować bar.
- Spoko. Piwo z sokiem będzie okej - powiedziałam, a wtedy mój towarzysz położył dłoń na dole moich pleców i poprowadził w stronę tego niby-baru.
Zaopatrzeni w nasze napoje odwróciliśmy się od lady i wzrokiem szukaliśmy wolnego stolika.
- Kris! Tutaj! - krzyknął jakiś blondyn ze stolika pod ścianą.
- Chcesz poznać kilka osób? - zwrócił się do mnie sąsiad.
- Oooo - zdziwiłam się. - Zadałeś pytanie.
- Bo osobiście wolałbym mały, dwuosobowy stolik w jakiejś ciemnej wnęce, ale wiem, że potrzebowałaś wyjść do ludzi. Poza tym ja nie tańcę, ale mogłabyś z dziewczynami poszaleć na parkiecie.
CZYTASZ
Urlop z farmerem
RomanceFlorentyna to elegancka, żyjąca na poziomie drobna kobieta. Zachłyśnięta warszawskim życiem zwraca zbyt dużą uwagę na to co powiedzą inni. Jest ambitną graficzką w jednej ze stołecznych korporacji. jak zmieni się jej postrzegania świata, kiedy wyjed...