Rozdział 12 - cz.2

373 83 8
                                    

Punkt siedemnasta Krystek zatrąbił ze swojej półciężarówki. Od razu wyskoczyłam z domu i pobiegłam do bramki. Wskoczyłam do auta. Z każdym razem szło mi to coraz lepiej. Cmoknęłam na powitanie usta mojego sąsiada. Poczułam znajomy drewno-cytrynowy zapach który kojarzył się z bezpieczeństwem i szaleństwem jednocześnie. Uświadomiłam sobie, że będę za nim tęsknić.

- Chodź. Mamy już osiodłane konie - zwrócił się do mnie Krystian gdy już zaparkowaliśmy i wysiedliśmy z auta.

- Jak to konie? - zapytałam. - Ostatnio mieliśmy jednego – przypomniałam. - Było dobrze. Fajnie i miło.

- Daj spokój, teraz zrobię ci przypominajkę na lonży, a potem pójdziemy spokojnie stępem lub kłusem.

- Chyba nie dam rady.

- Spokojnie. Rano ujeżdżałaś mnie bardzo profesjonalnie - dodał.

Faktycznie z jazdą konną jest jak z jazdą na rowerze. Tego się nie zapomina. Szybko załapałam jak się siedzi w siodle i trzyma wodze. Dodatkowo obecność Krystka dodawała mi pewności siebie i poczucie bezpieczeństwa. Nawet nie wiem kiedy puścił lonżę, a jak przeszłam w kłus. W zasadzie po kwadransie byłam gotowa ruszyć na ten spacer, więc nie traciliśmy więcej czasu.

Krystian znał te okolice i prowadził. Weszliśmy w las i szliśmy obok siebie, a na zwężeniach mężczyzna wyprzedzał mnie i szedł pierwszy dając mi nieziemski widok na swoje ciało. Co prawda ukryte pod t-shirtem, ale tak dopasowanym, że pracujące mięśnie seksowne się odznaczały. Siedział pewnie, był wyprostowany, jego ciało idealnie współpracowało z koniem. A moje siodło skrzypiało gdy ocierałam się o nie nogami i waginą. Do tego widok seksownego Krystiana na koniu tuż przed moim nosem nie pomagał. Podnieciłam się patrząc na jego plecy i czując pod sobą poruszające się siodło. Masakra. Jechaliśmy wolnym jednostajnym tempem podziwiając piękno okolicy. Ja i tak skupiałam się bardziej na pracujących biodrach i barkach Krystiana i dźwięku, jakie wydawało jego siodło w rytm tych ruchów. Dojechaliśmy do brzegu jeziora z drugiej, mniej uczęszczanej strony, zawróciliśmy na otwartej polanie i szliśmy obok siebie, kopyto obok kopyta.

- Świetnie ci idzie. A jak się czujesz?

- Dobrze. Przyjemnie. Zrelaksowana. Jakby..... - nie potrafiłam znaleźć słowa.

- Wolna? - podpowiedział.

- Tak. Jest mi dobrze, jestem spokojna.

- O to chodzi - uśmiechnął się. - A teraz ściągnij wodze i przyspiesz piętami, pokłusujemy – powiedział, po czym sam dokładnie to zrobił i przyspieszył. - No już, wrzuć drugi bieg! - krzyknął za mną.

Trochę się bałam, ale bardziej obawiałam się zostanę sama z tym koniem w środku lasu, więc wrzuciłam dwójkę i ruszyłam za moim przewodnikiem. Chyba za bardzo się rozpędziłam i dałam trzeci bieg, bo koń przeszedł płynnie w galop wyprzedzając Krystiana na swoim wierzchowcu. Natychmiast za mną ruszył. Czułam prędkość, adrenalinę, wiatr we włosach. Czułam błogostan i szczęście.

- Stój do cholery! - usłyszałam za sobą, więc wyhamowałam i wrzuciłam na luz.

- Co jest? - zapytałam.

- Nie rób tak więcej, nie strasz mnie. Bałem się, że spadniesz.

- Spokojnie. Nic się nie stało. Po prostu.... Nie wiem, poczułam, że muszę to zrobić.

- Się nie rozpędzaj, żebym cię potem w Warszawie z toru na Służewcu nie zbierał.

- Spokojnie. Zobacz, umiem hamować i wrzucić luz. Widzisz? Stoję - powiedziałam dumnie.

- Widzę - odparł.

Przysunął się bliżej, objął mnie i pocałował w toczek. - Wracamy dżokejko - ustawił swojego konia i powoli ruszył przed siebie.

Urlop z farmeremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz