Rozdział 8

345 80 9
                                    

Kolejnego dnia, gdy siedziałam na tarasie dokarmiając szynką kota, i kończyłam zebranie online z moim zespołem odwiedził mnie mój sąsiad. Standardowo, jak to miał w zwyczaju usiadł naprzeciw mnie, bez pytania o zgodę, ani czy przypadkiem nie będzie przeszkadzał. A przeszkadzał. Rozpraszam mnie, mino, że usiadł za laptopem. I słuchał. Nie powinien tego robić.

- To jak mamy to zrobić Florens? - zapytała Agata, moja prawa ręka.

- Na pewno więcej koloru. To reklama orzeźwiających napojów na lato, a nie zakładu pogrzebowego - warknęłam.

- Dobra. Poprawimy.

- I czcionka – dodałam.

- A co z nią nie tak? - odezwał się Sebek, programista.

- Ma być prosta, a nie przypominać hieroglify!

- Coś jeszcze? - zapytali.

- Zróbcie jeszcze duże owoce i w nich napisy. Damy klientowi wybór. I deadline godzina piętnasta - rozłączyłam się.

Zamknęłam laptopa, westchnęłam i przeczesałam ciasno związane włosy.

- Musisz ich tak pojeżdżać? - zapytał mój niezaproszony gość.

- Muszę. Gonią nas terminy, a oni odwalają manianę.

- Manianę?

- Chałturę – wyjaśniłam.

- Zawsze jesteś dla nich taka ostra?

- Ostra? Teraz byłam łagodna jak baranek.

- Serio? I ludzie chcą z tobą pracować? - zdziwił się.

- Muszą, jeśli chcą pracować.

- A coś w ich pomyśle ci się podobało?

- Tak, ogólnie zamysł sam w sobie był okej.

- To czemu im tego nie powiedziałaś? Wytykałaś tylko błędy. Nie pochwaliłaś pozytywów.

- Słuchaj, sama pracowałam w takich warunkach, i gdyby tylko mnie głaskano po głowie, nie byłabym tu gdzie jestem teraz.

- Nie mówię, żeby wychwalać ich pod niebiosa, ale równowaga w przyrodzie jest ważna. Spójrz - wstał i wyrwał z ogródka jakiś kwiatek. - Owszem, gdyby nie deszcz i wiatr to by nie wyrósł, ale gdyby zabrakło słońca, nawet ta cieniolubna hortensja, nie byłaby taka piękna.

Przyjęłam od niego kwiatek. Popatrzyłam chwilę na niego i odłożyłam obok komputera.

- Nawet ty. Na co dzień twarda babka, trzymająca władzę, ale - wstał, podszedł do mnie i nachylił się - są sytuację, w których sama oddajesz pałeczkę - przygryzł moje ucho.

Przełknęłam ślinę. Zaschło mi w ustach. Serce zaczęło skakać jak oszalałe, a mój sąsiad jak gdyby nigdy nic odsunął się i wrócił na swoje krzesło i rozparł się na nim wygodnie.

- Zapytaj ciotkę, co z tymi jabłkami? - wskazał głowa jabłonie za sobą. - Zazwyczaj te pierwsze w większości wywoziła do stadniny. Możemy popołudniu pozbierać i pojechać jakby co.

- Muszę najpierw zadzwonić i zapytać - spojrzałam na zegarek. - Teraz jest na zabiegach. Zrobię to później.

- Możesz zrobić sobie przerwę? Mama zaprasza na drugie śniadanie.

- Dziękuję, zrobiłam sobie sałatkę, a muszę jeszcze przejrzeć i zatwierdzić jeden projekt.

- Mama upiekła szarlotkę. I mleko też do kawy przygotowała - zaśmiał się.- Zrób sobie chwilę przerwy i chodź - wyciągnął do mnie dłoń.

Urlop z farmeremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz