Rozdział 10

347 82 12
                                    

Rano siedziałam na tarasie w letniej, zwiewnej sukience z moim nowym kocim przyjacielem na kolanach i poprawiałam projekt mojego zespołu.

- Co tam, Flor? - Krystian wszedł na taras przez podwórko i usiadł na przeciwko mnie częstując się czereśnią.

- Nic. Pracuję - odpowiedziałam nie podnosząc wzroku znad laptopa.

- W niedzielę? - zdziwił się - Odpuszczasz sobie czasem?

- Tylko wprowadzam poprawki. Zaraz skończę.

- To dobrze. Byłaś kiedyś na wiejskim odpuście?

- Nie wiem. Nie pamiętam. Chyba raz czy dwa za dzieciaka. A co?

- To poczekam na ciebie i pójdziemy razem.

- Na odpust? Do kościoła?

- Nie do kościoła. Na stragany odpustowe. No chyba, że masz lepszy pomysł - podniósł znacząco brew w oczekiwaniu, chociaż dobrze wiedział, jaka będzie odpowiedź. - Kupimy sobie obwarzanki, żelki, lody.

- A robią jeszcze te diabły, co jak im się ścisnęło policzki, to wysuwały język?

- Chyba robią - odpowiedział - i pompowane, skaczące pająki również.

- O Boże! Tomek zawsze mnie nimi straszył!

- To kończ te swoje malunki i lecimy - wrzucił sobie kolejną czereśnię do ust.

- W takim razie muszę się przebrać, i przygotować.

- Nie musisz, wyglądasz naprawdę dobrze. Tylko buty wygodne załóż - spojrzał na moje puchate laczki na szpilce.

- Muszę się przebrać.

- Florek. Idziesz na wiejski festyn, a nie na bal do Mariotu. Wyglądasz idealnie. Uwierz mi. No, chyba, że faktycznie chcesz wzbudzać sensację to możesz się odpierdolić na szczur na otwarcie kanału.

Zgromiłam go wzrokiem.

- No już, Florek - ponaglał mnie.

- Zaraz. Czegoś mi tu brakuje - powiedziałam stukając ołówkiem w ekran.

- A co tam robisz?

- Kampanię płynu do prania.

- Pokaż - przesiadł się bliżej mnie. Znowu otulił mnie jego zapach. - To to? - zapytał wskazując grafikę z plastikową butelką.

- Tak.

- Jaki ma zapach?

- Kwiatowy.

- Zrób bardziej żywy zielony na dole. Jak na łące - powiedział. - Tutaj - wskazał palcem lewą stronę butelki daj jakiś polny kwiat, a tutaj - pokazał środek - walnij jakąś białą smugę imitującą zapach i na tej bluzce wiszącej na lince zakręć – pokazał.

- Jakby ją otulał... - powiedziałam mając na myśli jego zapach i siebie, a nie jakąś tam głupią reklamę.

- O to to to – potwierdził.

Na szybko wprowadziłam jego sugestie, i cholera musiałam przyznać, że miał rację. To było to.

Uśmiechnęłam się.

- Zadowolona? - zapytał biorąc sobie kolejną czereśnię.

Pokiwałam głową przygryzając wargę.

Cholerka, pięć lat studiów, szkolenia, staże, lata praktyki, kursy doszkalające, a tu przychodzi taki farmer i w kilkanaście sekund robi bardzo chwytliwą grafikę na butelkę.

Urlop z farmeremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz