Rozdział 17 - koniec

779 116 34
                                    

Obudziło mnie okropne walenie. Myślałam, że to w głowie mi tak napieprzało, ponieważ wieczorem gdy usiadłam na łóżku z kieliszkiem trochę się zagalopowaliśmy z moim zwierzyńcem. A że Gucci nie pije, a pluszowy Borys też odmówił, sama wypiłam. Dwie butelki.

Walenie jednak było tak natarczywe, że nie mogło to być łupaniem czaszki. Pewność zyskałam, gdy do pukania doszedł dzwonek do drzwi. Kot poleciał i zaczął przeraźliwie miauczeć pod drzwiami. Usiadłam na łóżku i złapałam się za głowę.

- Rany boskie - mruknęłam. - Pali się czy jak? - mruknęłam pod nosem.

Walenie, dzwonienie i miauczenie stawało się coraz bardziej natarczywe, a na to wszystko rozdzwonił się mój telefon. Kakofonia dzięków jak ja pierdolę, w sam raz na kacowe dobicie.

Spojrzałam na ekran. Krystian? - zdziwiłam się.

- No już od ciebie odbieram - sarknęłam i odłożyłam telefon. Narzuciłam szlafrok i wyszłam z sypialni. Zatrzymałam się przed lustrem. Tragedia, pożoga i klęska. A do tego masakra, dramat i katastrofa. Rozpuściłam włosy, przeczesałam je palcami i z powrotem zawiązałam. Nie pomogło. Nadal wyglądałam, delikatnie mówiąc, źle. Podkrążone oczy, odbita poduszka na policzku, spierzchnięte usta z zaschniętą stróżką śliny w kąciku i wielki kołtun na głowie. A walenie i dzwonienie nie ustawało. Że też nikt z sąsiadów nie reagował. Podeszłam do judasza, ale był zasłonięty.

- Kto tam? - zapytałam lekko przestraszona.

Nikt się nie odezwał, tylko walił dalej.

- Kto tam jest?

- Otwórz, Flor - usłyszałam ten głos.

Kuźwa jakie realne omamy. Jestem obłąkana - pomyślałam.

- Nie jesteś. To naprawdę ja.

- Co? - jęknęłam.

- Florka, otwórz, proszę.

- Nie.

- Bo zadzwonię na policję, powiem, że zemdlałaś, a wtedy przyjadą i wyważą ci drzwi.

- Co?! - przeraziłam się. - Nie.

Natychmiast wyobraziłam sobie jak wpadają mi antyterroryści do mieszkania razem z drzwiami. Zgniatają kota na śmierć, a na mój nieopierzony, poranny widok część mdleje, część ucieka. Z dwojga złego lepiej niech się Krystian przestraszy, mniejsza szkoda będzie. Złapałam za zamek. Jeszcze się chwilę wahałam.

- Flor, czy mam wezwać pomoc?

- Nie!

- To otwórz proszę, bo cię za chwilę policja wyniesie stąd tak jak stoisz.

- Nieee - powiedziałam słabo.

- No, to już - ponaglił. – Proszę – dodał ciszej.

Przekręciłam powoli zamek. Krystian szybko chwycił za klamkę, jakby się bał, że się rozmyślę i zamknę mu je z powrotem, nie pozwolił mi już zamknąć drzwi i wdarł się z impetem do mojego mieszkania. Natychmiast schowałam się za otwartymi drzwiami, ale on w mgnieniu oka je zamknął, więc odruchowo zakryłam dłońmi twarz. Niewiele to dało, bo mężczyzna natychmiast złapał mnie za nadgarstki i opuścił moje ręce. Przypatrywał mi się, ale nie zemdlał. I też nie uciekł. Przytulił mnie mocno do siebie nie zważając, że waliłam jak stary chlor z gorzelni. Poczułam znajomy, drzewno-cytrusowy zapach i poczułam spokój. Spokój i bezpieczeństwo.

- Tak się bałem, Flor - wyszeptał w moje włosy.

On? Niby czego? I czemu mnie tulił, skoro jeszcze wczoraj mnie nienawidził?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 26, 2024 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Urlop z farmeremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz