Rozdział 16

60 12 90
                                    

 Wypadła przez drzwi wprost na ścieżkę usypaną czarnym żwirem. Drobne kamienie wbijały się w skórę jej dłoni i kolan, powodując nieprzyjemne pieczenie. Krew szumiała w uszach, napędzana ogromnymi pokładami esencji, jakie uwolniła. Oplatały całe ciało, zaciskały na skórze, nie pozwalając złapać głębszego oddechu.

Zacisnęła palce na żwirze, chcąc powstrzymać ich drżenie. Natychmiast dotarło do niej, że trzęsła się cała.

Abbadon.

Nie sądziła, że ten anioł wciąż wzbudza w niej tak skrajne emocje. Głowa chciała go zabić, zniszczyć, rozetrzeć na pył, lecz ciało nie słuchało, zamieniło się w słup soli. Stała tam niczym zaklęta w kamień, absolutnie przerażona obliczem skrzydlatego. Chciała walczyć, zabić, uciec, ukryć się. Szalały w niej skrajne emocje. Esencja wylała się z niej niczym potok, wybierając tę najbardziej komfortową opcję, w której Sara jest bezpieczna. Wciągnęła ją do środka umysłu, otulając szczelnie srebrzystymi ramionami.

Dusiła się we własnej głowie, desperacko próbowała zaczerpnąć powietrza, lecz moc wypływała z niej z zawrotną prędkością, kiedy tylko otwierała usta. Cudem dotarła do drzwi, prowadzących do Pogranicza Jawy i Snu.

Do jej nozdrzy dotarł nowy, jednak znajomy zapach. Podniosła głowę, szukając źródła. Wysoka, smukła sylwetka zamajaczyła na granicy, przyglądając się jej z uwagą. Im bliżej był, tym jego kroki stawały się szybsze, aż w końcu zamieniły się w bieg. Chrzęst suchej trawy, a potem wgniatanych w podłoże kamieni odbijał się od sklepienia jej czaszki, powodując nieznośny ból.

Sebastian dopadł do niej prędzej, niż się spodziewała. Otaksował ją zaniepokojonym spojrzeniem, po czym przyciągnął do siebie, zamykając w szczelnym uścisku.

– To będzie bolało – sapnął do jej ucha i przycisnął jeszcze bardziej do swojego torsu.

Z ust Sary wydobył się niemal zwierzęcy okrzyk, kiedy bez cienia zawahania wplótł palce pomiędzy nitki esencji i metodycznie, centymetr po centymetrze, odrywał ją od skóry dziewczyny.

Wiła się, wrzeszczała i szarpała, lecz uścisk Gniewu był zbyt mocny. Niemal natychmiast całe ciało zaczęło ją palić, topić niczym magma, pozostawiając za sobą jedynie ból i cierpienie. Docierał do wszystkich zakończeń nerwowych, doprowadzał Sarę na skraj szaleństwa.

Miała wrażenie, że minęły całe godziny, potem dni, a później lata. Ból rozlewał się po jej ciele od nowa, w kółko, bez żadnego ostrzeżenia, docierał w miejsca, o których nawet by wcześniej nie pomyślała. Czuła coś na kształt rozlewającej się po ciele trucizny, która obracała w niebyt każdy zakamarek jej jestestwa. Jakby znów ugryzł ją wampir, a potem kazał napić się własnej krwi, by już na zawsze stała się istotą nocy.

Głowa Sary opadła na pierś, a mięśnie zwiotczały z wyczerpania, kiedy Sebastian zdjął ostatnią nić esencji z delikatnej skóry. Krew sączyła się z każdego nacięcia, jakie pozostawiła moc, kiedy desperacko próbowała wkleić się między warstwy naskórka.

Ułożył Sarę na plecach i bez zastanowienia wcisnął esencję prosto w klatkę piersiową dziewczyny. Nitki mocy wiły się wściekle, chaotycznie, jakby nie chciały wracać na swoje miejsce, lecz Władca Gniewu nie poddawał się. Nie poddał się nawet wtedy, gdy jego czoło zrosiła cieniutka warstwa potu, kiedy próbował zapanować nad gwałtowną, niemal rozzłoszczoną mocą dziewczyny. Jego ramiona drżały, a szczęka zaciskała się, kiedy ból oplótł jego dłoń, jakby sama esencja chciała odgryźć mu rękę.

Dopiero gdy ostatnia nić srebrnej energii zniknęła pod powierzchnią klatki piersiowej Sary, a jedyne co czuł pod palcami to gładka skóra, padł na twardą ziemię i wziął głębszy oddech. Ścisnął palcami nasadę nosa, chcąc pozbyć się napięcia, które powoli kreowało niechciany ból głowy.

Esencja | Na krawędzi zapomnienia | TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz