Jasne promienie słońca przebijały się przez zaciągnięte zasłony komnaty, która została przydzielona Władczyni Chaosu. Bogini wpatrywała się w szerokie okno w zadumie, jej twarz ściągnął niepokój. Smukłą dłonią odchyliła materiał i przyjrzała się rajskiemu lasowi, majaczącemu w oddali. Srebrne tęczówki wodziły za rozprzestrzeniającym się zielonym płomieniem, sięgającym wysoko, ponad korony niektórych drzew.
Pchnęła przeszklone drzwi i wyszła na balkon. W powietrzu unosił się zapach palonego szafranu. Rozejrzała się dookoła, zaskoczona. Dlaczego nikt nie reagował?
Odwróciła się plecami do płonącego lasu, kiedy tuż za nią rozległy się kroki. Mężczyzna włożył ręce w kieszenie jedwabnych spodni, po czym oparł się o futrynę. Zlustrował boginię od góry do dołu, niebieskie, niczym ocean w słoneczny dzień tęczówki zatrzymały się nieco powyżej jej ust.
– To tylko Gniew – powiedział Kreator, widząc jej zatroskaną twarz. – Niezbyt dobrze radzi sobie ze złością.
– Gniew – powtórzyła za nim, spoglądając w stronę zielonych płomieni. – Dlaczego się złości?
– A któż to może wiedzieć? – Twarz mężczyzny wykrzywiła się z odrazą. – Stroni od naszego towarzystwa.
Władczyni Chaosu objęła się ramionami. Dopiero co przybyła, powinna odpocząć. Do tej pory nie wiedziała nawet o istnieniu Deus Domus ani o tym, że oprócz niej są również inni bogowie, a szczególnie tacy, którzy mogliby nie radzić sobie z powierzoną im funkcją. Jej przychodziło to tak naturalnie...
Jej serce ścisnął strach i niepewność. Czuła w każdym zakończeniu nerwowym, że powinna coś zrobić. Nie może tego tak zostawić, w powietrzu unosił się błagalny krzyk o pomoc.
Nie zastanawiając się dłużej, minęła mężczyznę i ruszyła ku wyjściu. Zignorowała jego pełne niezadowolenia pomrukiwania. Szybkim krokiem przecięła korytarz i zeszła po schodach, prowadzących na brukowany białą kostką rynek. Rozejrzała się, lecz nie dostrzegała stąd zielonego ognia. Zamknęła oczy i zaciągnęła się unoszącym w powietrzu zapachem. Odbiła w prawo, podążając za palonym szafranem. Wyszła spomiędzy budynków na wąską ścieżkę porośniętą zieloną trawą i mchem. Jej kroki były ciche, bose stopy przecinały drogę coraz szybciej, kiedy tylko zapach stawał się intensywniejszy.
Już po kilku minutach dostrzegła pierwsze zielone języki. Lizały wściekle przestrzeń, niszcząc wszystko dookoła. Zwęglone konary i pokryta sadzą trawa przybierała na intensywności z każdym kolejnym oddechem bogini. Ostatnie metry niemal biegła, jej puls przyspieszył niebezpiecznie, a serce łopotało szaleńczo z niepokoju.
W końcu go dostrzegła. Padł na kolana, pośród nadpalonych drzew i krzewów. Jego klatka piersiowa unosiła się z każdym wściekłym oddechem, jaki wypuszczał z płuc. Białe kosmyki opadły mu na zroszone potem czoło. Oczy jarzyły się zielonym blaskiem, choć odniosła wrażenie, że nie był w stanie dostrzec niczego dookoła. Smukłe palce, kurczowo wczepione w zżółkniętą trawę, wysyłały kolejne wiązki energii, niszcząc wszystko dookoła.
Dopadła go w ułamku sekundy. Przywarła niemal cała do pleców Gniewu, splatając ręce na jego klatce piersiowej. Bóg szarpnął się wściekle, zaskoczony jej obecnością.
– To minie – szepnęła mu prosto do ucha. – Kiedy nie jesteś w stanie opanować własnej mocy, a gniew lub strach sprawia, że wylewa się z ciebie, niszcząc wszystko dookoła, pomyśl o spokojnej przystani lub jeziorze skrytym w środku gęstego lasu.
– Odejdź – wychrypiał, trzęsąc się cały.
– Wejdź do wody, jest zimna, ale przyjemna. – Zignorowała jego słowa i zacisnęła ramiona mocniej. – Dryfujesz po tafli, chłonąc ten spokój, lecz nagle nadciąga przeraźliwa burza. Drzewa wokół gną się pod wpływem wiatru, a woda zaczyna szaleć, miotając twoim ciałem, chce cię pochłonąć, wrzucić w ciemne odmęty.
Gniew miotał się coraz bardziej, a moc przybrała na sile. Bogini czuła, jak gorące języki zbliżają się do jej pleców. Przesunęła się do przodu, ich kolana stykały się. Ujęła bladą twarz w dłonie i podniosła ją ku górze, zmuszając tym samym do tego, by na nią spojrzał.
– Ty wywołałeś tę burzę swoimi emocjami. Weź głęboki wdech, nie skupiaj swoich myśli na tym, że szaleje wiatr. Skup się na spokojnej tafli.
Władca Gniewu chciał odwrócić wzrok, jednak Chaos mu na to nie pozwolił. Wpatrywała się w niego intensywnie, moc przepływała przez jej tęczówki, spływając po ramionach i ciele w dół, gasząc zielone płomienie, szalejące dookoła. Kształtne usta co chwilę zaciskała w wąską linię, jakby walka z niszczycielską energią sprawiała jej nie lada trudność.
– Myśl o tafli – wyszeptała po raz kolejny, niemal błagalnym tonem. – Wdech i wydech.
Jeszcze tylko przez chwilę dwie tak różne od siebie energie toczyły zaciętą walkę o obrócony w popiół teren. Z każdym kolejnym oddechem, wypuszczonym przez Gniew zielony płomień tracił na sile, aż w końcu całkowicie zgasł, pozostawiając w powietrzu jedynie intensywny zapach szafranu.
Bogini Chaosu wypuściła wstrzymywane dotąd powietrze, spojrzenie złagodniało, a na ustach pojawił się nieśmiały uśmiech.
– Dobrze – szepnęła drżącym głosem. – Doskonale.
Opuściła ręce, po czym zacisnęła palce na materiale własnej szaty. Gniew wpatrywał się w nią uważnie z delikatnie rozchylonymi ustami. Usiadł i rozejrzał się dookoła. Jego brwi zbiegły się ku sobie, kiedy szacował skalę zniszczeń, jakich dokonał.
– Jak to zrobiłaś? – zapytał, przechylając lekko głowę.
– Co takiego?
– Jak mnie powstrzymałaś?
– To nie ja. – Założyła kosmyk śnieżnobiałych włosów za ucho. – Sam to zrobiłeś.
Gniew pokręcił energicznie głową.
– Zwykle ten las cały płonie – odparł, podnosząc się z ziemi. Wyciągnął ku niej rękę. Bogini patrzyła na nią przez chwilę, po czym podała mu swoją, by pomógł jej wstać.
– Może po prostu nikt nie przybył wcześniej z pomocą?
– Bogowie sobie nie pomagają. – Wyprostował się i splótł ręce z tyłu. – Oni tylko ze sobą walczą.
– We wszystkim potrzebna jest równowaga. – Uśmiechnęła się ponownie, po czym odwróciła do niego plecami, szukając odpowiednich słów. – W pewnym momencie, nawet wśród walczących bóstw pojawi się taki, który zachowa spokój.
Kącik ust Gniewu drgnął nieznacznie, kiedy dłonie bogini pokryły się srebrnymi nitkami esencji. Władczyni Chaosu wypuściła je przed siebie, by rozniosły się po spopielonej przestrzeni. Energia spłynęła gładko z jej rąk dymnym wodospadem i przykryła szczelnie zwęgloną roślinność. Trwało to zaledwie ułamek sekundy; czerń przypaleń rozproszyła się, pozostawiając nagą ziemię, całkowicie obdartą z flory.
– Wkrótce wszystko odrośnie – powiedziała bogini, widząc cień żalu na obliczu Władcy Gniewu. – Podobno każdy posiada tutaj imię. Czy ty też masz jakieś?
– Sebastian – odparł, zaskoczony nagłą zmianą tematu. – A ty jakieś masz?
– Jestem po prostu Chaosem, niczym więcej – wyszeptała ze smutkiem, po czym spuściła głowę, kiedy poczuła palące łzy pod powiekami. – Co prawda Kreator nadał mi imię Saariel, ale nie przypadło mi do gustu.
– Jak ten jego najnowszy anioł?
Władczyni Chaosu zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, że ktoś już posiada takie imię.
– Sara brzmiałoby lepiej. – Gniew wyrzucił z siebie, po czym odwrócił wzrok.
Nieznane dotąd uczucie uderzyło w klatę piersiową bogini, a serce zabiło mocniej. Zrobiła krok w stronę mężczyzny, po czym położyła mu rękę na ramieniu. Sebastian zerknął na nią z ukosa.
– To bardzo ładne imię – uśmiechnęła się pogodnie. – Dziękuję.
CZYTASZ
Esencja | Na krawędzi zapomnienia | TOM II
FantasyAnioły odzyskały pamięć. Linia czasowa została naruszona i wstrząsnęła posadami Wszechświata. Jorden pokryła wieczna zmarzlina. Sebastian jest zamknięty w celi. A Sara zniknęła. Tylko dla tych jednak, którzy jej szukają. Problemy z wampirzą natu...