Skrzydła upadłego anioła biły szaleńczo przestrzeń. Czuł, że powoli opada z sił, jednak nie mógł się poddać. Nie w tym momencie. Każdy napięty do granic możliwości mięsień błagał o chwilę przerwy, ale Lucyfer nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek.Popołudniowe słońce paliło go w plecy, odbijające się od wody promienie raziły w oczy. Gdzieś w oddali majaczył czarny piach świadczący o tym, że jest niedaleko wybrzeża Irampass. Co chwilę marszczył brwi, zastanawiając się, czy przypadkiem nie pomylił drogi, bo nigdzie nie mógł dostrzec kamiennego zamku Gniewu. Nie zaprzątał jednak sobie tym głowy za bardzo. Czuł, jak Shila słabnie z każdym kolejnym oddechem, jak wiotczeje w jego ramionach.
Jeszcze trzy machnięcia i będzie mógł paść na rozgrzany promieniami słonecznymi piach. Będzie mógł postawić nogi na ziemi i biec przed siebie, byleby tylko dotrzeć do bramy miasta. Będzie mógł skonać w chwili, gdy ktoś przejmie od niego ciało ukochanej, bo będzie wtedy bezpieczna.
Złożył skrzydła po bokach i zaczął pikować w dół. Mroźny, porywisty wiatr targał jego szatą. Musiał spiąć się jeszcze bardziej, by nie zmienić trajektorii lotu i nie wpaść wprost w mroczną toń. Śnieżnobiałe skrzydła rozpostarły się ponownie, kiedy był już na tyle blisko, że gdyby tego nie zrobił, niechybnie rozbiliby się o wybrzeże. Opadł na piach bez gracji, jego kolana wbiły się w drobne kamyczki. Syknął, kiedy poczuł pieczenie w kolanie, jednak nie zwrócił na nie większej uwagi. Nie miał na to czasu.
Niczym w hipnozie ruszył przed siebie. Udało mu się przejść zaledwie kilka kroków, kiedy nieznana siła odepchnęła go, zachwiał się i upadł na plecy, ochraniając jednocześnie ukochaną przed dodatkowymi obrażeniami.
Przeklął siarczyście, po czym wziął dwa głębokie wdechy. Nie miał czasu, do cholery!
Odłożył nieprzytomną Shilę, najdelikatniej jak potrafił, po czym podszedł do niewidzialnej bariery. Położył na niej dłoń, zawibrowała delikatnie pod wpływem dotyku. Skupił się najbardziej, jak potrafił i pchnął rękę do przodu, lecz bariera ani drgnęła.
– Nie – jęknął przeraźliwie i padł na kolana. – Kurwa, nie! Nie! Nie!
Widział zarys budynków. Nie były wyraźne, lecz stały tam na pewno. Czuł zapach smażonych ryb i przypraw, który docierał z tętniącego życiem placu. Słyszał nawet niewyraźne głosy rozmów, lecz bariera, niczym szyba skutecznie uniemożliwiała mu dostrzeżenie czegokolwiek.
Uderzył w niewidzialną granicę obiema pięściami. Głuchy łoskot odbił się echem od przestrzeni, a bariera zafalowała złowrogo. Zrobił to kolejny raz i kolejny. Walił w przezroczystą ścianę nawet wtedy, gdy poczuł, jak skóra na jego dłoniach pęka. Nie przeszkodził mu nawet metaliczny zapach krwi, jaki dotarł do jego nozdrzy. Krzyczał i bił pozornie pustą przestrzeń, dopóki nie zabrakło mu tchu w piersiach.
Wziął spazmatyczny wdech i spojrzał przed siebie. Krwawe smugi spływały, by po chwili wsiąknąć w błyszczący, czarny piach. Poczuł, że po jego rozgorączkowanej twarzy też coś spływa, a obraz rozmazuje się niebezpiecznie szybko.
Otarł łzy wierzchem dłoni. Na czworakach, wyczerpany do granic doczołgał się do kobiety, która bladła z każdą sekundą. Wziął ją w ramiona i otulił tak szczelnie, jak nigdy dotąd. Przyłożył usta do chłodnego czoła i rozpadł się na milion drobnych odłamków.
Pierwotny, niemal zwierzęcy ryk przeciął powietrze smagane słonym wiatrem. Krzyczał tak długo, że nie dostrzegł nawet, że zdarł gardło do krwi. Coś szarpnęło nim do góry, ale wyrwał się temu czemuś i przycisnął mocniej Shilę do rozedrganej piersi. To na pewno śmierć przyszła po jego wybrankę, ale Lucyfer nie chciał jej puścić, nigdzie nie pójdzie. Nie bez niego! Wolał umrzeć razem z Shilą, niż istnieć w tym okrutnym świecie bez niej.
CZYTASZ
Esencja | Na krawędzi zapomnienia | TOM II
FantasyAnioły odzyskały pamięć. Linia czasowa została naruszona i wstrząsnęła posadami Wszechświata. Jorden pokryła wieczna zmarzlina. Sebastian jest zamknięty w celi. A Sara zniknęła. Tylko dla tych jednak, którzy jej szukają. Problemy z wampirzą natu...