Rozdział 3

77 18 274
                                    


 Ciepły wiatr co raz plątał kosmyki rudych włosów Sary. Zapach morza zwykle nie docierał aż do piaskowej skarpy, na której medytowała, lecz dziś bryza wyjątkowo mocno drażniła jej wrażliwe nozdrza. Zmarszczyła brwi, kiedy kolejny podmuch rozproszył jej uwagę, pozwalając niechcianym myślom uciec poza mur, który skrzętnie od wielu tygodni budowała.

Wdech i wydech.

Jeden. Dwa. Trzy.

Wdech i wydech.

Zebrała niechcianych gości, zacisnęła na nich wyimaginowane palce i cisnęła z powrotem do ogromnej, ozdobionej srebrem szkatuły. Wieko zamknęło się z hukiem, wzbijając z podłogi tumany księżycowego pyłu. Z ust Sary wyrwało się ciężkie westchnienie, odwróciła się do szkatuły plecami, chcąc jak najszybciej wyjść z tej części swojej świadomości.

Wdech i wydech.

Zrobiła krok do przodu i przeklęła siarczyście pod nosem, kiedy dotarł do niej znajomy zapach palonego szafranu. Zmrużyła oczy, chcąc dostrzec cokolwiek w gęstej mlecznoróżowej mgle. Skryła się między drzewami o szarych liściach, plecy przykleiła do najbliższego pnia, przyglądała się niewyraźnej, smukłej sylwetce, z zaciśniętym gardłem. Puls przyspieszył, a szum w uszach przybrał na sile, kiedy dwukolorowe tęczówki zwróciły się w jej stronę. Zacisnęła mocno powieki, licząc na to, że jej nie dostrzeże. Mocne szarpnięcie pchnęło Sarę do tyłu.

Padła, trąc kolanami o marmurową posadzkę niedawno wybudowanego pałacu pamięci i zamknęła kopniakiem srebrnoróżowe wrota. Serce waliło jej jak oszalałe, pompując wściekle krew.

Wdech i wydech.

Skup się, kajała swój umysł, chcąc opanować wzbierające w niej emocje. Nie wracaj do tego.

Czemu?

Zignorowała dziwne pytanie, które nijak pasowało do jej myśli.

Znów skoncentrowała się na szumie letniego wiatru. Chciała powściągnąć emocje jak najszybciej, by esencja, którą tak skrzętnie skrywała od miesięcy, ponownie nie zatańczyła pod jej skórą. Po raz kolejny wyobraziła sobie czerwone cegły, z których sumiennie, co noc, budowała mury wokół myśli, zamykając je w niewielkich, skromnych komnatach, ustawiała na półkach, niczym książki, zamykała w ozdobnych szkatułkach, stojących na małych drewnianych stoliczkach w każdej z nich. Dużo więcej uwagi poświęcała miejscu z altaną i strzelistą wieżą, należącą do umysłu Sebastiana. Nie chciała, by mężczyzna ją odnalazł.

Kiedy przybyła tam po raz pierwszy, po tym, jak się teleportowała, ogarnęła ją panika i histeria. Wiedziała, że jeżeli trafi na Władcę Gniewu, natychmiast ją odnajdzie, dlatego skryła się czym prędzej w szkarłatnym lesie, rosnącym nieopodal jeziora i, jakby jej umysł sam chciał jej pomóc, miejsce natychmiast spowiła gęsta mgła. Nieświadomie, wracała tam co jakiś czas, słyszała desperackie nawoływania mężczyzny, lecz ani razu nie odważyła się odpowiedzieć na jego rozpaczliwe krzyki, mimo że nieznana siła ciągnęła ją w tamtą stronę.

Czuła, że nie przyszła jeszcze na to pora. Miała czas, aby przemyśleć wszystko, czego się o sobie dowiedziała, choć nie było tego wiele. Spotkanie z – jak sami siebie określali – bogami sprawiło jedynie, że miała większy mętlik w głowie. Straciła całkowicie kontrolę nad swoim życiem, co przytłaczało ją i miażdżyło, wyciskało tlen z płuc i ściskało serce tak mocno, że odnosiła wrażenie, że nie jest w stanie złapać tchu.

Zniecierpliwione szczeknięcie wyrwało ją z potoku myśli. Zerknęła przez ramię na smukłe, szare psisko, stojące tuż przy boku Mii. Blondynka uśmiechnęła się do Sary promiennie, jednak trzymała się na dystans. Mia wciąż nie rozumiała, dlaczego, za każdym razem, kiedy Sara medytuje, wokół niej panuje trudna do opisania atmosfera, jakby powietrze drżało i coś nie z tego świata kradło tlen w promieniu dwóch metrów.

Esencja | Na krawędzi zapomnienia | TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz