Rozdział 18

41 11 47
                                    


 Cóż to było za wspaniałe uczucie umyć się w ciepłej wodzie i położyć w wygodnej, pachnącej pościeli! Posiłek, który otrzymali, również wydawał się niesamowicie smaczny, choć skromny, lecz po kilku tygodniach jedzenia kaszy i gumowego chleba, mięso z wody i ryż wydawało się szczytem kulinarnych uniesień.

Senność ogarnęła ich właściwie od razu. Ciepło bijące od ściany otulało ich zmysły niemal z uczuciem, pozwalając zapaść w spokojny, regenerujący odpoczynek.

Obudzili się dopiero na drugi dzień, kiedy słońce wisiało już wysoko na niebie. W pośpiechu ubierali się, zostawiając z bólem serca niedojedzone śniadanie, czekające na nich na stoliku. Zbiegli po schodach na szeroki korytarz, który przemierzyli wraz z Samuelem.

Tym razem świątynia tętniła życiem. Kolejni mnisi witali ich ciepło uśmiechem i oszczędnym skinieniem głowy. Zajęci swoimi sprawami, znikali w czeluściach ciemnych schodów i dziesiątków drzwi.

Kasjusz rozglądał się w poszukiwaniu Samuela. Dostrzegł go siedzącego na podeście przy samym obsydianowym tronie, czytającego nieznaną im księgę.

Starzec podniósł wzrok znad tekstu i powitał ich równie ciepłym uśmiechem, co reszta.

– Mam nadzieję, że dobrze wam się spało – powiedział z nadzieją w głosie.

– Tak, dziękujemy. – Lucas skinął głową. – Czy dzisiaj uda nam się porozmawiać z wieszczem?

– Porozmawiacie z nim, kiedy będzie miał wam coś do powiedzenia. – Starzec machnął na nich ręką, by udali się za nim. Szli w milczeniu, dłuższą chwilę, lecz zaraz znaleźli się w ogromnej, owalnej sali, zasypanej wszelkiej maści księgami i pergaminami. Regały piętrzyły się niemal po sam sufit, a na środku ustawionych było kilka biurek. – Tymczasem postaram się odpowiedzieć na przynajmniej część waszych pytań.

– Chcieliśmy się dowiedzieć, kim jest Sara – rzucił Kasjusz po chwili zastanowienia. – Ojciec niemal oszalał z powodu tej kobiety.

Samuel przyglądał się im z uwagą, a jego usta zacisnęły się w wąską linię.

– Ach tak... – zaczął, przestępując z nogi na nogę. – Nie pamiętacie jej, jak rozumiem.

– A powinniśmy?

– Owszem. Nie jestem wszechwiedzący, ale skoro Pan odebrał wam pamięć, musieliście go nieźle zdenerwować.

Kas poczuł irytację moszczącą się w jego trzewiach. Dlaczego wszyscy zachowywali się tak, jakby miał wiedzieć, kim jest ten ich Pan, do cholery?!

– Kim jest ten cały Pan Sebastian, bo zakładam, że to o nim mowa – burknął, zakładając ręce na piersi.

Samuel uśmiechnął się z politowaniem, po czym przyciągnął sobie jedno z krzeseł, stojących nieopodal.

– To nasz stwórca – rozpoczął spokojnie.– Władca Gniewu, Pan Nienawiści i Zniszczenia. W dawnych czasach, kiedy nie istniało jeszcze zbyt wiele życia, wspiął się ponad swoją naturę i stworzył nas – Fila Solis – spleceni ze słońca. Tchnął w nas cząstkę swojej boskiej mocy, dzięki czemu jesteśmy w stanie władać energią. Lub esencją, jak wolicie.

– Absurd – rzucił Lucas, nim mnich skończył mówić. – Nie ma kogoś takiego, od zawsze jest tylko Kreator.

Przynajmniej tak nas nauczali, przemknęło mu przez myśl, jednak teraz nie był tego taki pewien. Już lata temu dostrzegł wiele dziur i nieścisłości w księgach, które traktowały o stworzeniu Jorden. W historii Scamara Relain również pojawiali się inni bogowie, przez co reszta wielkich rodów uznała go za heretyka. Musiał więc uciekać wraz z rodziną, przysięgając zemstę. I zemścił się, sprowadzając na ich ziemię anioły i przeklinając kobiety.

Esencja | Na krawędzi zapomnienia | TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz