Rozdział 13

54 15 103
                                    


 Księżyc wciąż wisiał wysoko na granatowym niebie, kiedy Sara przekroczyła próg chaty na skraju lasu. Powietrze przywarło do jej skóry, pozostawiając na niej lepką warstwę potu. Rozejrzała się niepewnie, ogromna dziura w ścianie wciąż ziała ciemną otchłanią, powodując przeciąg.

Maria Eunika siedziała przy stole w kuchni, trzymając ręce na blacie, splątała ciasno palce, a jej usta bezgłośnie poruszały się w rytm wypowiadanych słów modlitwy. Podniosła głowę gwałtownie, kiedy usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi. W oczach starszej kobiety błysną strach i niepewność, kiedy ujrzała w progu burzę rudych włosów, oświetloną blaskiem srebrnej tarczy.

Sara westchnęła głęboko, przyglądając się kobiecie ze smutkiem, po czym ruszyła w jej stronę. Ramiona Marii Euniki zadrżały, uniesione do góry, więc zatrzymała się, wyciągając ręce przed siebie w uspokajającym geście.

– Spokojnie... – Sara starała się mówić najdelikatniejszym tonem, jakim potrafiła. – Jestem sama, nie zrobię nic złego.

Maria Eunika wpatrywała się w jej śliczną, gładką buzię przez chwilę, która dziewczynie wydawała się wiecznością. Patrzyła przenikliwie prosto w brązowe sarnie oczy, szukając w nich oznak złych intencji, jednak kiedy nic takiego w nich nie dostrzegła, wstała od stołu i w trzech długich krokach znalazła się tuż przy Sarze. Objęła ją szczelnie ramionami i przycisnęła do piersi. Z ust kobiety wyrwał się cichy szloch pełen ulgi. Sara również przytuliła staruszkę, gładząc jej przygarbione, zmęczone życiem plecy.

– Tak się bałam... – mamrotała w ramię dziewczyny między pociągnięciami nosa. – Bałam się, że ten demon zrobi ci krzywdę.

– To nie demon. – Sara odsunęła od siebie kobietę na długość ramion i uśmiechnęła się doń pokrzepiająco.

– Cuchnął śmiercią. – Maria Eunika otarła dłonią policzki. Potrząsnęła głową, po czym poszła do części kuchennej, by zapalić światła.

Spojrzała uważnie raz jeszcze na Sarę, tym razem już w pełnym świetle i odniosła wrażenie, że coś się w niej zmieniło. Jakby ktoś rzucił w nią iskrą jakiejś niesamowitej energii, skóra nabrała oliwkowego koloru, choć wciąż była blada, jej policzki pokryły zdrowe delikatne rumieńce, a w oku zalśnił niespotykany dotąd błysk. Jakby ostatnie godziny spędziła wśród magików, którzy skrupulatnie pracowali nad jej wyglądem, wygładzili twarz i skórę, zwęzili talię, wydłużyli nogi, choć wcale nie była wyższa ani szczuplejsza niż zapamiętała.

– Odchodzę. – Sara przygryzła dolną wargę, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Mój pobyt tu nie jest dla ciebie i Kaia bezpieczny. – Staruszka otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz dziewczyna powstrzymała ja ruchem ręki. – Chciałam ci podziękować. Za wszystko, co dla mnie uczyniłaś. Mam u ciebie dług wdzięczności, którego zapewne nigdy nie będę w stanie spłacić.

Oczy Marii Euniki napełniły się słonymi łzami. Spodziewała się tego, lecz dopóki nie usłyszała tych słów, wypowiedzianych na głos, odpychała tę myśl jak najdalej.

Szczerze pokochała Sarę Kalerain jak córkę, której nigdy nie miała. Była gotowa poświęcić dla niej swoje starcze już życie, byleby tylko uratować ją od nieszczęścia, jakie ją spotkało i które wciąż czekało w przyszłości. Wisiało nad Sarą niczym czarna burzowa chmura, równie potężne, jak ona sama. Rozpościerało nad nią ogromne, krucze skrzydła, okalało głowę i ramiona niby chroniąc dziewczynę przed niebezpieczeństwem. Maria Eunika wiedziała, że tuż za plecami niczego nieświadomej czarodziejki, czają się ostre niczym brzytwa pazury i dziób, gotowe w każdej chwili wbić się w delikatne ciało.

Esencja | Na krawędzi zapomnienia | TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz