Rozdział 28

33 5 49
                                    


Lucyfer przywołał się do porządku szybciej, niż sam mógłby się spodziewać. Przybrał neutralny wyraz twarzy, aby nie zdradzić po sobie, jak bardzo niekomfortowo czuje się w sytuacji, w której Ignis Palatium jest nawiedzany przez archanioły. Zamaszystym ruchem otworzył dwuskrzydłowe drzwi prowadzące do sali audiencyjnej, po czym pewnym krokiem ruszył w stronę tronu, na którym zwykle zasiadał on sam. Jednak tym razem jego wygodne siedzenie zajęte było przez kogoś innego.

Archanioł uniósł beznamiętny wzrok, wciąż podpierając głowę na ramieniu. Niebieskie, niczym niebo po burzy oczy zlustrowały go od góry do dołu. Skrzydlaty potarł zarost na swojej kwadratowej szczęce i poprawił się na tronie, rozsiadając jeszcze wygodniej. Uśmiechnął się, ukazując rząd równych, białych zębów. Stuknął końcówką miecza o marmurową podłogę. Echo niosło się wraz z kolejnymi odwracającymi się w stronę Pana Jasności głowami.

– Witaj, Gwiazdo Zaranna. – Archanioł skinął głową w stronę Lucyfera.

– Gabrielu – rzucił oschle, wodząc wzrokiem po trzech pozostałych twarzach. Zatrzymał się na dłużej przy Abbadonie. – Czemu zawdzięczam tę wizytę?

– Niedawno odzyskaliśmy pamięć. Doszliśmy do wniosku, że dobrze byłoby odwiedzić brata – Gabriel uśmiechnął się cierpko.

– Czyżby? – Brew Władcy Piekła poszybowała do góry, ręce splótł na klatce piersiowej. Cały czas czuł na sobie przeszywające spojrzenie seledynowych tęczówek.

– Tak się składa, że to dobry czas na wyrównanie rachunków. – Niosący Dobrą Nowinę podniósł się z gracją z miejsca i powoli zszedł po schodkach, równając się z resztą swych braci. Czarne włosy archanioła niemal zlewały się z mrokiem, jaki otaczał salę audiencyjną. – Przyszliśmy prosić, byś dołączył do nas. Twoja armia demonów świetnie by nas dopełniła.

Lucyfer ostatkiem sił powstrzymał parsknięcie.

– Przyszliście prosić o pomoc ze świeżo wypolerowaną bronią? – Nie chciał dać po sobie poznać, jak bardzo denerwuje się ich obecnością. Ruszył w stronę swojego tronu, lecz Abbadon zagrodził mu drogę. Byli równi wzrostem, dlatego bez problemu Pan Światłości posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.

– Radziłbym skorzystać z tej propozycji – syknął Anioł Zagłady. – Odmowa może źle się skończyć.

– Tak samo, jak dołączenie do was. – Lucyfer teatralnie przewrócił oczami i cofnął się o krok. – Ostatnim razem skończyło się to utratą pamięci. Wcześniej wygoniliście mnie z Nieba, straciłem w oczach Boga. Niby dlaczego miałbym wam pomagać?

Ciężka dłoń Gabriela ubrana w skórzaną rękawiczkę wylądowała na ramieniu Abbadona. Poklepał go nieprzyjaźnie, dając znak tym samym, by się odsunął. Lucyferowi nie podobał się ten spoufalony gest, w końcu Anioł Zagłady przez setki lat był na jego usługach i to jemu przysięgał wierność. Widocznie, po odzyskaniu wspomnień, stare przysięgi się nie liczyły.

– Do niczego nie zmuszam, broń Ojcze! – Archanioł uniósł obie ręce do góry, a jego uśmiech stał się niemal karykaturalny. – W końcu masz wolną wolę...

Lucyfer nie dał się zastraszyć. Przeszedł obok aniołów, z premedytacją obijając się o ich okute w srebro ramiona. Z naturalną dla siebie gracją, wzbił się ponad schodki i opadł lekko na tron. Klasnął energicznie w dłonie. Po chwili z ciemności wyłonili się demoniczni strażnicy, ubrani od stóp do głów w czerń. Pochłaniała niemal całe światło, jakie było w sali. Ich onyksowe ślepia błyskały w mdłych ognikach świec. Gotowi do ataku w każdej chwili. Powietrze zgęstniało i podniosło swą temperaturę o kilka stopni. Chciał im dać subtelny sygnał, że nie są mile widziani w jego zamku.

Esencja | Na krawędzi zapomnienia | TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz